Tanie państwo

W czasie kryzysu nagród nie wypłacamy„, tak mówił premier Donald Tusk. Należy także przypomnieć w tym kontekście fragment expose premiera z 2007 roku: „Chciałbym, żebyśmy powrócili do idei prostej. Idei taniego państwa. Chciałbym państwa zapewnić, że te przywileje materialne, przywileje władzy przestaną drażnić Polaków, bo znikną.” Czy zniknęły?

NAGRODY

– Szefowie ośmiu z siedemnastu resortów w 2009 roku wypłacili swoim pracownikom niemal 30 milionów złotych premii i nagród, a 3,6 miliona złotych zostało wypłacone urzędnikom Kancelarii Premiera. Wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak wypłacił swoim pracownikom 6,3 miliona złotych. Przeciętna nagroda w resorcie pracy wyniosła z kolei 7,2 tysiąca złotych. Minister Jolanta Fedak w sumie przeznaczyła na ten cel ponad 5 milionów:

– W 2010 roku ministrowie premiera Donalda Tuska tylko w ciągu pierwszego półrocza wypłacili swoim pracownikom 20 milionów złotych nagród. Najwięcej pieniędzy rozdał minister finansów Jacek Rostowski, który wypłacił swoim urzędnikom aż 3,2 miliona złotych. Najwyższa wypłacona nagroda dla jednego urzędnika wynosiła 9,5 tys. zł.

– W 2011 roku urzędnicy pracujący w administracji publicznej otrzymali 600 milionów złotych premii i nagród. Najwięcej otrzymali pracownicy Urzędów Skarbowych, bo aż 250 milionów złotych. Ponad 105 milionów złotych Skarb Państwa wydał na nagrody we wszystkich ministerstwach. Według rządowych danych w Polsce pracowało wtedy 123 tysiące urzędników, czyli średnio każdy otrzymał rocznie około 5000 złotych nagród.

Rekordzistą jeżeli chodzi o przyznawanie nagród okazał się minister infrastruktury Cezary Grabarczyk. Podczas jego kadencji 950 pracowników resortu otrzymało łącznie 48,5 mln złotych nagród i premii. To średnio dodatkowy tysiąc do pensji dla każdego podwładnego przez 4 lata.

Pieniądze podatników hojnie rozdawał pracownikom Ministerstwa Spraw Zagranicznych minister Radosław Sikorski. Szef MSZ w 2011 roku rozpisał ogromny przetarg na bony towarowe dla pracowników resortu. Ponad 43 tysiące talonów kosztowało podatników 2,16 mln zł.

Radosław Sikorski w czasie szefowania w MSZ przeznaczył na nagrody 60 mln złotych, a minister Skarbu Państwa Aleksander Grad 15 mln w ciągu 4 lat. Jacek Rostowski przeznaczył a dodatki dla pracowników Ministerstwa Finansów 70 mln zł, czyli średnio 660 zł nagrody do każdej miesięcznej pensji.

– Także w 2011 roku Kancelaria Prezydenta Bronisława Komorowskiego wydała ogromną kwotę na nagrody dla urzędników. Było to 5,3 miliona złotych, czyli każdy z nich, średnio dostał 16 743,39 zł.

– W dobie kryzysu, w 2009 roku członkowie zarządu spółki PL.2012, zajmującej się przygotowaniami do piłkarskich Mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie, otrzymali premie za 2008 rok w wysokości 110 tysięcy 846 złotych netto dla każdego członka zarządu. Zarzuty dotyczące niegospodarności w spółce potwierdziły się też w raporcie NIK. Koszty utrzymania spółki PL.2012 wynosiły 40 milionów złotych rocznie, w tym same wynagrodzenia jej pracowników to około 13 milionów złotych. Spółka zajmowała się jedynie koordynacją prac w poszczególnych miastach-gospodarzach Euro 2012.

– W 2012 roku rozdano kolejne nagrody. Tylko w kancelarii Donalda Tuska na nagrody i premie przeznaczono ponad 800 tys. zł. Otrzymało je 392 podwładnych szefa rządu. Oznacza to, że każdy nagrodzony dostał średnio 2176 zł. Dodatkowo nagrody przyznali swoim podwładnym też Marek Sawicki, Stanisław Kalemba i Sławomir Nowak. Minister transportu powiedział, że łączna kwota wypłaconych nagród wyniosła ponad 2 mln zł. Urzędnicy premie mają zapisane w umowach.

W 2012 roku na nagrody w administracji rządowej wydano co najmniej 60 milionów złotych. Ministerstwo Finansów na nagrody przeznaczyło prawie 20 mln złotych, MSZ – 10 milionów zł, z czego 1 mln wydano tylko na bony świąteczne. MON wydało w 2012 roku na nagrody dla swoich urzędników 6,6 mln złotych, a MSW 6,4 mln.

– Marszałek Sejmu Ewa Kopacz i pięciu wicemarszałków przyznało sobie za 2012 rok wysokie nagrody. W sumie blisko ćwierć miliona złotych. Najwięcej, bo 45 tys. zł otrzymała sama Kopacz. Jej zastępcy otrzymali po 40 tys. zł. W sumie Prezydium Sejmu zgarnęło 245 tys. zł nagród. Decyzję o przyznaniu nagród dla wicemarszałków podjęła marszałek Sejmu, a nagrodę dla marszałek Ewy Kopacz przyznali wicemarszałkowie.

ewa-kopacz-przyznala-nagrody

– Prezydent Bronisław Komorowski w 2012 roku przyznał ponad pół miliona złotych premii. Średnia nagroda dla prezydenckiego ministra w 2012 roku to około 39 tysięcy złotych, doradca dostał około 36 tysięcy złotych. Łącznie to około 570 tysięcy złotych. Tymczasem doradca prezydenta Tomasz Nałęcz krytykował marszałek Sejmu Ewę Kopacz za przyznanie 245 tysięcy złotych premii dla marszałek i wicemarszałków Sejmu, a sam przyjął 36 tys. premii od prezydenta.

– Brakowało pieniędzy na emerytury, jednak w 2012 roku ZUS przyznał 212 milionów premii swoim pracownikom. Nagrodzonych zostało 47 tys. pracowników. Każdy dostał więc przeciętnie 4500 złotych. W 2012 roku waloryzacja emerytur wyniosła 71 zł brutto.

– Premier Donald Tusk wyróżniał się swoją rozrzutnością, jednak jego następczyni Ewa Kopacz nie była gorsza i za 2014 rok rozdała rządowym urzędnikom nagrody i premie w wysokości w sumie 95 mln zł. Rekordzistami byli pracownicy kierowanego przez Grzegorza Schetynę MSZ, dla których przeznaczono 26 mln zł. Średnia miesięczna nagroda dla pracownika wynosiła 483,81 zł.

– W projekcie ustawy budżetowej na 2016 rok wprowadzono zmiany, które zapewnią 14 mln zł na odprawy dla najważniejszych polityków koalicji. Kluczowe korekty wprowadzono po wyborach prezydenckich i porażce Bronisława Komorowskiego. Trzymiesięczne odprawy dostaną nie tylko ministrowie i ich zastępcy, ale także kilkudziesięciu innych urzędników, wśród nich są szefowie urzędów centralnych i wojewodowie.

WYSOKIE PENSJE

– Wybrani w wyborach samorządowych w 2010 roku prezydenci miast wywodzący się z Platformy Obywatelskiej podnieśli sobie zarobki. Uposażenie prezydenta Bytomia Piotra Koja wzrosło po wyborach samorządowych o 10%, a Hanny Gronkiewicz-Waltz od marca 2011 roku wzrosło o 3%. Prezydent Płocka Andrzej Nowakowski przyjął podwyżkę ponad 2712 zł, jego pensja po podwyżce wynosiła 12 488 zł, czyli o 28% więcej, niż zarabiał jego poprzednik Mirosław Milewski z Prawa i Sprawiedliwości.

– Mimo, że pieniędzy brakowało, przeciętne wynagrodzenia w ministerstwach zwiększyły się dwa razy szybciej niż w całej gospodarce. W 2009 roku średnie pensje ministerialnych urzędników zwiększyły się blisko o 11%. Najwięcej wzrosły pensje w Ministerstwie Kultury, bo aż o 45%. Wysokie podwyżki dostali także pracownicy resortu rolnictwa, który płacił najlepiej spośród wszystkich ministerstw. Średnia pensja wyniosła tam w 2009 roku ponad 7500 zł.

– Od 2009 roku zamrożone były pensje w administracji rządu. Dyrektorzy generalni znaleźli jednak sposób żeby podnieść swoje pensje. W 2011 roku wzrosły one od kilkudziesięciu do kilkuset złotych, wynikało to z ankiety przeprowadzonej w urzędach miast, marszałkowskich, wojewódzkich i ministerstwach. Pieniądze na podwyżki w administracji rządowej pochodziły z redukcji zatrudnienia i fikcyjnych etatów zgłaszanych przy konstruowaniu budżetu.

Tak zrobił np. resort spraw wewnętrznych. W 2011 roku średnia płaca wynosiła tam 6,4 tys. zł. W porównaniu z 2010 rokiem wzrosła o blisko 800 zł. Od 2007 roku płace w MSW wzrosły aż o 1,7 tys. zł. Również w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ciągu ostatniego roku średnie płace urzędników poszły w górę o 200 zł, do ponad 7 tys. zł.

Pensje urzędnikom podwyższały także samorządy. W warszawskim ratuszu w 2011 roku średnia płaca wyniosła 5,3 tys. zł. W porównaniu do 2010 roku to wzrost o 50 zł. W Urzędzie Miasta w Gdańsku w 2011 roku średnia płaca wynosiła blisko 4,4 tys. zł, o 130 zł więcej, niż rok wcześniej. Mimo zapowiedzi ograniczania zatrudnienia urzędy wciąż miały oferty pracy.

– Szefowie firm z udziałem skarbu państwa zarabiali coraz więcej. Omijając obowiązujące prawo, zawierali kontrakty sięgające nawet kilkuset tysięcy złotych miesięcznie, a rząd się chwalił, że płaca minimalna w Polsce wzrosła do 1600 zł brutto. Według danych z 2011 i 2012 roku roczna pensja dla pięciu członków zarządu Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa wynosiła niemal 6 mln zł, ponad 3 mln zł dla pięciu osób zasiadających w zarządzie Polskiej Grupy Energetycznej, prawie 1,7 mln zł dla trzech członków zarządu PKP i 1,3 mln zł dla czterech z Enei SA. Wysokie pensje członków zarządu PKP wydają się tym bardziej dziwne, że Polskie Linie Kolejowe miały ok. 700 mln zł strat.

– W 2012 roku przeznaczono na tzw. trzynastki dla urzędników o 1,5 mld zł więcej niż w 2011 roku. W sumie na ten cel zostało wydane 5 mld zł.

– W 2014 roku prawie 14 tysięcy osób zatrudnionych w ministerstwach odebrało tzw. trzynastki. Na dodatkowe pensje zostało przeznaczone 95 mln zł. Najwięcej na trzynastki wydało Ministerstwo Finansów, bo aż 14,5 mln zł.

– Jak wynikało z projektu budżetowego na 2015 rok, na trzynastki dla urzędników przewidziano 2,1 mld zł. Dodatkową pensję mieli dostać nie tylko urzędnicy „szeregowi”, ale też ci wyższego szczebla, zarabiający kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie.

– Wiceprezes PKP, Maria Wasiak otrzymywała 42,5 tys. złotych miesięcznie. To wynagrodzenie podstawowe i tak jak pozostałym członkom zarządu przysługiwała jej też premia w wysokości sześciokrotnej pensji. Gdy otrzymała nominację na ministra infrastruktury i rozwoju odeszła z zarządu PKP S.A. otrzymując gigantyczną odprawę 510 tys. zł. Kiedy media zainteresowały się sprawą, premier Ewa Kopacz nakazała odprawę zwrócić, albo odejść ze stanowiska. Maria Wasiak postanowiła tę kwotę przekazać na cele charytatywne.

Ogromne odprawy dostawały też osoby zasiadające w zarządach państwowych spółek. 6,9 mln złotych otrzymał odchodzący zarząd PGE, w tym część z tego dobry znajomy Donalda Tuska Krzysztof Kilian. W nagranych rozmowach afery taśmowej mówiono, że Krzysztof Kilian „poszedł do PGE tylko po to, by wziąć odprawę”. Ogromną odprawę w wysokości 1,2 mln zł otrzymał Ludwik Sobolewski, kiedy rozstawał się z Giełdą Papierów Wartościowych. Ludwik Sobolewski odszedł w atmosferze skandalu, bo nakłaniał firmy giełdowe do sponsorowania filmu, w którym główną rolę grała jego nowa partnerka życiowa.

Jak wynikało ze stron rządowych, średnia pensja urzędnika MSZ wynosiła ponad 7700 zł brutto. W ministerstwie finansów, w którym szefem był Mateusz Szczurek, na nagrody przeznaczono 17 mln zł. W tym resorcie średnia pensja urzędnika była niewiele niższa niż w MSZ i wynosiła 7200 brutto.

– NIK przeprowadziła kontrolę dotyczącą pensji urzędników PO. Przeciętny pracownik Kancelarii Prezydenta, wliczając w to sprzątaczki, zarabiał 9,2 tys. zł brutto. W Kancelarii Prezesa Rady Ministrów było to 7,8 tys., a w obsłudze sejmu 8,2 tys. Do tego dochodziły też nagrody.

PRZYWILEJE

– Pracownicy Ministerstwa Finansów mogli liczyć na specjalne przywileje. Przykładowo, gdy pracownik Ministerstwa Finansów mieszkał w innym mieście niż Warszawa, należało mu się nieodpłatnie mieszkanie służbowe w stolicy. Wartość tego nieodpłatnego świadczenia nie powiększała jego przychodów do opodatkowania. Według MF nie ma mowy o nieodpłatnym świadczeniu, gdy mieszkanie służbowe jest udostępniane bezpłatnie.

Wynajęcie średniej wielkości mieszkania w Warszawie to koszt przynajmniej 2 tys. zł miesięcznie. Rocznie daje to sumę 24 tys. zł. W uproszczeniu podatek od tej kwoty według ówczesnej stawki 18%, który powinien zostać odprowadzony na konto fiskusa, wynosił więc 4320 zł. Według Urzędu Skarbowego, każda inna osoba, która otrzymała  od pracodawcy za darmo towar lub usługę zwiększającą jej zarobki musi zapłacić podatek.

– Posłowi, gdy wykonuje obowiązki parlamentarne, przysługuje prawo do opłacenia noclegów z pieniędzy Kancelarii Sejmu. Rocznie mogą wydać w ten sposób 7,6 tys. zł. Podczas kampanii wyborczej do Europarlamentu Jacek Rostowski jeździł do Bydgoszczy i Torunia i noclegi w luksusowych hotelach opłacał z pieniędzy Kancelarii Sejmu. Wydał na to 4 tys. zł mimo, że nie wykonywał wtedy obowiązków parlamentarnych. Jeździł tam jako kandydat Platformy Obywatelskiej na europosła.

Również Iwona Gudzowska, posłanka PO za tygodniowy pobyt w luksusowym spa w Bukowinie Tatrzańskiej zapłaciła z pieniędzy Kancelarii Sejmu. Tydzień wypoczynku Iwony Gudzowskiej kosztował ponad 4 tys. zł.

ZBĘDNE WYDATKI

– Prezydent Łodzi Hanna Zdanowska zorganizowała koncert za 400 tys. złotych z okazji zamknięcia Dworca Łódź Fabryczna, gdy miasto oszczędzało na oświetleniu ulic, ograniczyło liczbę kursów tramwajów i autobusów, zlikwidowano dwie filie MOPS i zwolniono 100 osób w urzędach pracy.

– Minister Sławomir Nowak zamówił sobie 30 modeli lokomotyw InterCity w barwach drużyn grających w Euro 2012. Koszt – 17 tysięcy złotych.

– Nie oszczędzał też Radosław Sikorski w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, które zakupiło za publiczne pieniądze 28 foteli, za łączną sumę 301,5 tys złotych. Jeden fotel dla urzędnika MSZ kosztował więc średnio blisko 11 tysięcy złotych. Sprawą foteli kupionych przez ministra Radosława Sikorskiego zajęli się kontrolerzy z NIK.

– Sejm wyposażył posłów w najnowocześniejsze tablety, na zakup 500 urządzeń wydała 1,5 miliona złotych. Okazało się, że ktoś musi nimi zarządzać, dlatego w 2012 roku rozstrzygnięto przetarg na tę usługę. Kosztowało to polskich podatników 441 tys. złotych. Dodatkowo podjęto decyzję o zakupie kolejnych 80 tabletów. Zarządzanie tabletami to zwykłe aktualizowanie oprogramowania. Udostępnianie posłom nowych wersji aplikacji, które już mają, czyli coś co każdy posiadacz tableta robi w 30 sekund. To także ich blokowanie, gdy poseł zgubi urządzenie, a także „czyszczenie”, gdy posłowie zapełnią pamięć tableta.

– Na 4 miesiące przed koncertem Madonny na Stadionie Narodowym, ministerstwo sportu zakupiło ponad 4 tys. biletów za 1,6 mln zł. Nikt też nie potrafił odpowiedzieć na pytanie w czyje ręce trafiły i czy były na to dokumenty.

– Polski resort środowiska postanowił nagrać krótki filmik promocyjny przed szczytem klimatycznym, wysyłając na dwa tygodnie sześć osób na piękną wyspę Kiribati. Ministerstwo, kierowane przez Marcina Korolca, wydało na ten cel 233 tys. zł. Wysłane osoby miały nakręcić 10-minutowy filmik, który będzie otwierał szczyt. Nie było przetargu na realizację filmu i wszystko odbywało się „z wolnej ręki”.

– Ministerstwo Finansów zakupiło piramidę holograficzną wraz z animacją 3D do promocji projektu konsolidacji i centralizacji systemów celnych i podatkowych. Zakup został zrealizowany w drodze przetargu, który został rozstrzygnięty w błyskawicznym tempie. Na zgłoszenie ofert resort finansów dał tylko tydzień, a zamówienie miało być zrealizowane w 30 dni po podpisaniu umowy. Zastanawiające czy Ministerstwu Finansów potrzebna była aż tak wymyślna promocja jednego z projektów.

– Produkcja i emisja spotu związanego z 10 rocznicą wejścia Polski do Unii Europejskiej kosztowała ponad 7 mln zł. Składały się na niego następujące elementy:
– koszt produkcji spotu – 922 843, 17 zł brutto
– koszt zakupu czasu antenowego – 6 210 283,33 zł brutto

Spot nie spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem. Po jego prezentacji wśród obecnych na sali zapadła cisza, co wywołało nerwową reakcję premiera Donalda Tuska i wiceminister Elżbiety Bieńkowskiej:

Dodatkowo dyrektorem kreatywnym Grupy DDB, której spółka zależna zrobiła spot „10 lat świetlnych” był Marcin Mroszczak, społeczny doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego od 2011 roku.

– Ministerstwo pracy uruchomiło portal skierowany do osób bezdomnych i bez środków do życia. Mogą tam uzyskać pomoc. Problemem jest to, że takie osoby nie posiadają dostępu do komputera i internetu. Koszt portalu – 50 mln złotych.

PODRÓŻE NA KOSZT PAŃSTWA

– Donald Tusk nie ukrywał, że weekendy spędzał w rodzinnym Gdańsku. Jego współpracownicy utrzymywali jednak, że do domu lata rejsowymi samolotami. Jak się okazało skorzystał z lotów rejsowych tylko kilka razy, a w okresie od stycznia do października 2008 roku Donald Tusk skorzystał z samolotu rządowego 26 razy by polecieć na weekend do Gdańska.

Jak wyliczyli w późniejszych latach dziennikarze, Donald Tusk od listopada 2007 roku do marca 2011 roku leciał rządowymi samolotami z Warszawy do Gdańska lub z Gdańska do Warszawy 175 razy. Na tej samej trasie zarezerwował 110 biletów rejsowymi samolotami, czasami na te same dni, gdy ostatecznie leciał samolotem rządowym. Większość z tych lotów odbywała się w weekendy.

W sumie Donald Tusk odbył co najmniej 285 podróży do i z domu, czyli średnio prawie siedem razy w ciągu miesiąca. Korzystając tak często z rządowych maszyn, premier łamał własne obietnice z expose z 2007 roku i początku kadencji o obcinaniu przywilejów władzy. Loty premiera Donalda Tuska do domu kosztowały ponad 6 mln złotych. Roboczy tydzień Donalda Tuska często trwał od poniedziałku po południu do piątkowego wczesnego popołudnia, a zdarzały się dni kiedy Donald Tusk leciał do Trójmiasta już w czwartek.

– Minister MON Bogdan Klich latał do domu wojskową Bryzą. Taki przelot na trasie Warszawa – Kraków to koszt ok. 5300 zł. Tygodniowo więc na dojazdy do pracy z budżetu państwa wydawano ponad 10 tys. złotych! Tymczasem weekendowy bilet LOT-u w obie strony to koszt ok. 900 zł.

– Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz od 2007 roku przemieszczał się samolotem z domu do pracy i z powrotem, ponad 700 razy. Wychodzi więc na to, że na lotnisku pojawiał się prawie co trzy dni. Podatnicy zapłacili za to 381 000 zł. Były to oficjalne dane z Kancelarii Senatu, zestawienie rejsowych lotów Bogdana Borusewicza na trasie Warszawa – Gdańsk – Warszawa od 2007 roku do stycznia 2013 roku. Z dokumentu wynikało, że najwięcej kursów, bo ponad 150, marszałek odbył w 2011 roku.

Zdarzało się też, że marszałek Senatu jednego dnia latał aż trzy razy. Tak było 8 lutego 2007 roku, podczas 27. posiedzenia Senatu VI kadencji. Senatorowie zajmowali się wtedy m.in. zmianą ustawy o ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa, zmianą ustawy o systemie oświaty i pomocy społecznej. Mimo tak ważnych spraw Bogdan Borusewicz kursował między stolicą a Gdańskiem. W trakcie obrad poleciał do domu, po czym wrócił do Warszawy, a po zakończeniu obrad znowu udał się samolotem do Gdańska.

– Mimo kryzysu rząd na własne potrzeby wydawał ogromne kwoty pieniędzy. Znacząco rosły koszty podróży służbowych. Ministerstwo Rozwoju Regionalnego na podróże krajowe w 2008 roku wydało 768 tys. zł, w 2012 roku było to już blisko 1,1 mln zł. Urzędnicy średnio co roku odbywali 1,8 tys. podróży. Wydatki wzrosły również w Ministerstwie Finansów. W 2008 roku przeznaczono na diety urzędników 4,8 mln zł, a w 2011 roku o prawie 2,6 mln zł więcej. Z tego tylko milion złotych na delegacje krajowe. Na jednego urzędnika Ministerstwa Finansów przypadało średnio około dwóch wyjazdów służbowych w ciągu roku. Z kolei resort rolnictwa rocznie wydawał na bilety lotnicze 2,6 mln złotych.

– Ponad 130 tys. zł kosztowała podatników kontrowersyjna wyprawa do Chin, której przewodniczyła marszałek Sejmu Ewa Kopacz.  Kancelaria Sejmu pokrywała koszty przelotu samolotem rejsowym do Chin i z powrotem oraz diety i ubezpieczenia dla członków delegacji. Łączny koszt wyjazdu sejmowej delegacji do Chin wyniósł 133 001,13 zł, w tym: koszty przelotu 121 033,50 zł, diety 8 589,28 zł, wydatkowany fundusz 1 369,46 zł oraz ubezpieczenie 2 008,89 zł.

Co ciekawe delegacja poleciała samolotem Air France, a nie narodowym przewoźnikiem PLL LOT, ponieważ francuskie linie były tańsze. W PLL LOT bilet kosztował średnio 14 249 złotych. U francuskiego przewoźnika średni koszt jednego biletu wynosił 9 394,62 złotych. Oznacza to, że cena biletu w PLL LOT była o ponad 50% wyższa od stawki oferowanej przez Air France. Wyjazd został zaplanowany w rocznicę masakry, 4 czerwca, na pekińskim placu Tiananmen. A polska obecność w Chinach w tym czasie była postrzegana jako wsparcie dla działań komunistycznego rządu.

– Małgorzata Olszewska, wiceminister zajmująca się internetem, w 2013 roku wyjeżdżała służbowo 13 razy. Bahrajn, Burkina Faso, Tajlandia, Turcja, Tunezja, Chiny – te podróże pochłonęły około 500 tys. zł z pieniędzy podatników. Pani minister poza granicami kraju spędziła łącznie aż dwa miesiące.

DROGIE SAMOCHODY

– W 2012 roku centrala ZUS kupiła 46 nowych samochodów. 10 samochodów osobowych, w tym 3 w wersji kombi o zrywnych, benzynowych silnikach oraz klimatyzacją i czujnikami parkowania. Do Zakładu trafiło też 26 furgonetek o ładowności do 600 kg, 8 ciężarówek o ładowności do 900 kg oraz 2 busy. W 2011 roku ZUS zakupił 33 podobne samochody i autobus. ZUS zaopatrzył się także w paliwo do całej tej samochodowej floty. W 2012 roku zamówiono bowiem 2,4 miliona litrów paliwa za ponad 13 milionów złotych.

Natomiast w 2013 roku podjęto w ZUS decyzję o wynajmie na 36 miesięcy trzech luksusowych samochodów: Audi A6, Jaguara XF i Mercedesa E. Urzędnicy zamierzali wydać na to do 540 tys. złotych. Wkrótce po wynajmie tych aut, w sierpniu 2013 roku ZUS ogłosił przetarg na dostawę 74 aut, w tym: 19 samochodów osobowych oraz 55 samochodów osobowo-ciężarowych. Oficjalnie podawanym powodem zakupu była konieczność transportowania dużych ilości dokumentów. Jest to o tyle dziwne, że od kilku lat ZUS był poddawany intensywnej informatyzacji, na którą wydano ponad 3 mld zł.

Flotę rządowych samochodów tworzyło 550 aut. Były wśród nich luksusowe limuzyny Mercedesa, BMW czy Volvo oraz hybrydowa toyota prius. Tylko Kancelaria Premiera dysponowała 73 pojazdami, z czego 53 to auta osobowe, reszta to ciężarowe, dostawcze i mikrobusy. Wicepremier Waldemar Pawlak w w resorcie gospodarki miał 17 aut, z czego dziesięć Mercedesów, cztery Volvo i trzy Volkswageny.

Mimo że szefa MSZ Radosława Sikorskiego woziło Biuro Ochrony Rządu swoją opancerzoną limuzyną, to i tak resort w garażach miał 60 aut, do prowadzenia których zatrudniał 42 kierowców. Paliwo, ubezpieczenia i naprawy samochodów to rocznie prawie milion złotych. We flocie było m.in. 16 Volvo i 23 Mercedesy.

– W 2012 roku Centrum Usług Wspólnych obsługujące Kancelarię Premiera Donalda Tuska rozpisało przetarg na zakup 35 nowych samochodów dla Kancelarii. Wśród wymagań, co do nowych limuzyn, znalazł się m.in. komputer pokładowy, tempomat, podgrzewane fotele czy radio z możliwością odtwarzania plików MP3. Limuzyna spełniająca te wymagania to koszt ok. 150 tys. złotych.

W 2013 roku rozpisano kolejny przetarg na 51 nowych samochodów dla jednostek administracji państwowej. W sumie auta te kosztować miały ponad 3 mln złotych. Nowe auta trafić miały m.in. do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.

– Minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz zatrudniał aż 19 kierowców dla siebie i swoich sześciu wiceministrów. Natomiast w Szwecji żaden z szefów rządowych resortów nie ma służbowej limuzyny, a w Wielkiej Brytanii państwo zapewnia samochód tylko ministrowi spraw zagranicznych. W Polsce natomiast było 1500 karetek, czyli jedna na 25 tys. Polaków, kiedy rząd dysponował 1700 samochodami.

– W 2014 roku nowym ministrem finansów został Mateusz Szczurek, który wymienił samochody używane przez swojego poprzednika Jacka Rostowskiego. Ministerstwo rozstrzygnęło przetarg na wynajem dziesięciu limuzyn: 8 Skod Superb, Audi A6 i Citroenem C5. Wszystkie były wyposażone w 2-litrowe silniki, podgrzewane fotele, rolety przeciwsłoneczne, skórzaną tapicerkę, podłokietniki i klimatyzację. Koszt to 30 tys. zł miesięcznie, czyli 1000 zł dziennie.

– W sytuacji gdy wciąż brakowało pieniędzy na remonty wałów przeciwpowodziowych, śluz i zapór, a milionom Polaków groziła powódź, Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej podlegający Krajowemu Zarządowi Gospodarki Wodnej zakupił samochody warte 300 tysięcy złotych: Skoda Superb za niemal 110 tys. zł dla dyrektora Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, terenówka Mitsubishi L-200 za prawie 127 tys. zł dla Ośrodka Technicznej Kontroli Zapór i Renault Laguna za ponad 76 tys. zł dla zastępcy dyrektora ds. ekonomicznych.

Pieniądze na te auta były wzięte z dotacji na przeciwdziałanie i usuwanie klęsk żywiołowych. Tymczasem budowle i urządzenia mające chronić przed powodzią nie były remontowane. Na ponad 250 szkód spowodowanych przez wezbraną wodę w wałach w latach 2009-2011 usunięto całkowicie zaledwie 40% uszkodzeń. Informacje te zawarte były w raporcie NIK z 2013 roku.

PARTYJNE WYDATKI

– Finansowana z budżetu państwa Platforma Obywatelska w latach 2010-2013 dokonała kilkudziesięciu przelewów na konto krakowskiej spółki Paradise Group, która reprezentuje w Polsce takie marki jak Ermenegildo Zegna, Emporio Armani, Hugo Boss, Kenzo Burberry, Church’s czy J.M. Weston. W 2010 roku było to 75 tys. zł (w tym 27 tys. jednego dnia), w 2011 roku – 120 tys. a w 2012 roku – 47 tysięcy.

Razem dało to prawie ćwierć miliona złotych. PO korzystała też z usług stylistów. Pierwszy z nich, Przemysław Piprek, w 2010 roku zarobił w Platformie prawie 17 tys. Drugim stylistą była Joanna Lipszyc, współpracująca z PO dłużej. Partia w 2010 roku wypłaciła jej ok. 34 tys. zł, w 2011 roku – 26,5 tys. a w 2012 roku 9,4 tys zł.

W dokumentacji PO wielokrotnie pojawiała się też firma Aga II, która prowadziła salon z winami i cygarami przy ul. Dolnej na warszawskim Mokotowie. W 2010 roku PO uregulowała tam faktury na 51 tys., w 2011 roku – na 29 tys. a w 2012 roku – na 16 tysięcy zł. Łącznie wychodziło więc 96 tys. złotych. Najbardziej zastanawiającym transferem w całej trzyletniej historii rachunku PO było prawie 2,5 tys. zł dla spółki Sigma Klub przelane kilka dni po wyborach w 2011 roku. W tamtym czasie Sigma Klub prowadziła w Warszawie dyskotekę Rich and Pretty.

PO twierdziła, że zapłata „dotyczyła obsługi cateringowej wieczoru wyborczego w 2011 roku”. Nieistniejący już lokal nigdy nie specjalizował się w cateringu, ale jak sama nazwa wskazuje, słynął ze specyficznej klienteli: bogatych panów i pięknych pań. Na filmie z otwarcia Rich and Pretty widać było tancerki pląsające topless w witrynie klubu i specjalny pokaz polegający na tym, że trzy roznegliżowane hostessy na barowej ladzie i zlizywały z siebie bitą śmietanę. Atrakcją wieczoru była zaś naga kobieta, z której goście mogli jeść sushi.

Kosztowne stroje żony Donalda Tuska były kupowane z pieniędzy Platformy Obywatelskiej. Stroje dla premierowej zamawiano m.in. u znanej i drogiej projektantki Gosi Baczyńskiej, u której sukienki kosztowały nawet ponad 6 tys. zł za sztukę! Dziennikarze „Dziennika Gazety Prawnej” zapytali specjalistów czy ubrania premierostwa można uznać za strój roboczy zwolniony z podatku. Eksperci zwrócili uwagę, że organy podatkowe i sądy, twierdziły raczej, że pieniądze na garnitur to wydatek reprezentacyjny, a ten nie może być traktowany jako koszt. Małżeństwo Tusków nie odprowadziło podatku od ubrań, które otrzymali od partii, ponieważ uważali, że nie muszą.

ROZROŚNIĘTA ADMINISTRACJA

– W 2009 roku, po wybuchu afery hazardowej, rząd powołał Fundusz Rozwiązywania Problemów Hazardowych. Po raporcie Najwyższej Izby Kontroli okazało się jednak, że instytucja ta zajmowała się wyłącznie generowaniem kosztów. Z 22,3 miliona złotych, jakie fundusz miał do wydania na cel leczenia uzależnionych od hazardu osób, przeznaczonych zostało zaledwie 0,4% z tej kwoty, czyli 89 000 zł.

Dużo większe koszty zostały natomiast wygenerowane przez administrację – 187 000 zł i pensje dla pracowników – 116 000 zł. Urzędnicy NIK w raporcie zawnioskowali o zlikwidowanie Funduszu Rozwiązywania Problemów Hazardowych, który otrzymywał 3% z wpływów z gier hazardowych objętych monopolem państwa.

– W 2011 roku Bartosz Arłukowicz przeszedł z SLD do Platformy Obywatelskiej. Specjalnie dla niego stworzono nowy resort – Urząd do spraw wykluczonych. W resorcie pracowało 6 osób ze średnią pensją 6,7 tys. złotych. Bartosz Arłukowicz otrzymał też służbową limuzynę. Po wygranych przez PO wyborach, Arłukowicz został ministrem zdrowia, a Urząd ds. wykluczonych po cichu zlikwidowano.

– Realizacja wprowadzonej przez Platformę Obywatelską ustawy śmieciowej była tak skomplikowana, że nie mogła sobie z nią poradzić 252 tysięczna armia urzędników i gminy prowadziły masowy nabór ludzi do urzędów, do weryfikacji deklaracji śmieciowych, prowadzenia ewidencji płatników czy monitorowania opłat. Przykładowo Katowice utworzyły osobną 19-osobową komórkę. Miesięczny koszt tej 19-osobowej ekipy to ok. 50 tys. brutto. Łódź stworzyła 12 nowych etatów kosztujących 300 tys. zł brutto rocznie, a Lublin miał 2 referaty, w których pracowało 14 osób za ok. 450 tys. zł rocznie.

Wynagrodzenia to nie jedyny koszt, ponieważ potrzebny był nowy sprzęt komputerowy i oprogramowanie. W Kielcach komputery kosztowały 55 tys. złotych, a oprogramowanie 145 tys. zł. Zatrudnienie w samorządach jeszcze się zwiększyło, gdy trzeba było wyegzekwować od mieszkańców opłaty. W przypadku części z nich konieczne było wszczęcie procedur windykacyjnych, a pomóc w tym miały nowe etaty w specjalnych komórkach ds. windykacji opłat śmieciowych.

– Donald Tusk powołał twór o nazwie Polskie Inwestycje Rozwojowe. Spółka najpierw zatrudniła 8 szefów, nie wiadomo jednak czym mieliby się zajmować. Ministerstwo Skarbu zapowiadało enigmatycznie, że „Polskie Inwestycje Rozwojowe nie będą zwykłą firmą jakich w Krajowym Rejestrze Sądowym wiele. Ma do spełnienia cel, którego realizacja ma za zadanie przynieść korzyści dla następnych pokoleń.” Prezesem tej spółki, opłacanej z państwowych pieniędzy, został Mariusz Grendowicz. Pensja prezesa wynosiła 60 tys. miesięcznie. Otrzymał też służbową limuzynę.

– Z każdym rokiem przybywało w rządzie wiceministrów w randzie sekretarzy stanu, mimo że nie było to zgodne z prawem. Ustawa pozwalała na powołanie jednego sekretarza stanu i kilku podsekretarzy. Nie zostały jednak przewidziane sankcje za naruszenie tych przepisów. Były więc resorty, w których osób pełniących tę funkcję było więcej. W Ministerstwie Infrastruktury i Rozwoju było dwóch sekretarzy stanu: Zbigniew Rynasiewicz, poseł PO oraz Adam Zdziebło, senator PO. Podobnie było w Ministerstwie Finansów, gdzie sekretarzami byli Izabela Leszczyna, posłanka PO oraz Janusz Cichoń, również poseł PO.

– Przy Sejmie działała Rada Ochrony Pracy, która zbierała się zaledwie 12-13 razy rocznie, a każde z jej posiedzeń trwało niewiele dłużej niż godzinę. W jej skład wchodziło dziesięciu posłów, dwóch senatorów oraz przedstawiciele innych instytucji. Jak wynika z informacji na stronie Rady, liczyła ona łącznie 30 członków. ROP była powoływana przez Marszałka Sejmu, a jej kadencja trwała cztery lata. Rada Ochrony Pracy jako swoje zadania wylicza m.in. „wyrażanie stanowiska na temat programów działalności Państwowej Inspekcji Pracy” czy „ocena problemów ochrony pracy o zasięgu ogólnokrajowym – człowiek w środowisku pracy”.

Członek Rady zarabiał rocznie ok. 12-18 tysięcy złotych. Przewodnicząca Rady Ochrony Pracy Katarzyna Mrzygłocka z Platformy Obywatelskiej w 2013 roku zarobiła 40,9 tys. złotych za samo zasiadanie tym gremium. Zakładając, że przewodnicząca przepracowała w Radzie 20 godzin, jej stawka godzinowa wyniosła 2050 zł. Sekretarz Rady Ochrony Pracy Mirosław Pawlak z PSL-u, w 2013 roku za udział w jej obradach wziął 33,4 tys. złotych.

– Minister Finansów zatrudniał dziewięciu wiceministrów, dodatkowego głównego ekonomistę i dyrektora generalnego. Resort Jacka Rostowskiego zajmował pod względem liczby wiceministrów drugie miejsce w Europie ex aequo z rumuńskim resortem gospodarki. Pierwsze miejsce zajmował węgierski resort zasobów ludzkich z 10 ministrami stanu i sekretarzami stanu. Jednak urząd Zoltana Baloga dbał jednocześnie o ochronę zdrowia, relacje z Kościołami, politykę społeczną, edukację, kulturę i sport.

W Polsce analogiczną tematyką zajmowało się 25 sekretarzy i podsekretarzy stanu. W rządzie Donalda Tuska było 18 szefów resortów, 91 wiceministrów i 8 sekretarzy stanu w Kancelarii Premiera. Ich pensje wynosiły ponad półtora miliona złotych miesięcznie.

– Rzecznik rządu Paweł Graś otrzymał do pomocy aż dwóch doradców, którzy zajmowali się obsługą dziennikarzy. Jednym z nich został Konrad Niklewicz, były dziennikarz „Gazety Wyborczej” i były rzecznik polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej, a także były wiceminister rozwoju regionalnego.

– Premier Donald Tusk miał 18 pełnomocników. Premier miał urzędników, którzy zajmowali się tylko programem informacji o nieruchomościach albo informacją i edukacją finansową. Pełnomocnicy mnożyli się też w ministerstwach. W MSW była urzędniczka zajmująca się równym traktowaniem w służbach mundurowych, Sławomir Nowak jeszcze jako minister transportu mianował urzędnika zajmującego się prawami rowerzystów, a Radosław Sikorski miał pełnomocnika ds. estetyki wnętrz budynków. W Ministerstwie Środowiska powołano natomiast koordynatorkę ds. gender.

DROGIE TELEFONY DLA URZĘDNIKÓW

– Platforma Obywatelska doskonale wiedziała o kogo dbać aby zapewnić sobie głosy w nadchodzących wyborach i w 2011 roku, tuż przed wyborami parlamentarnymi rozpisany został przetarg na 43 tysiące telefonów komórkowych, w tym ponad 2100 luksusowych. Telefony przeznaczone były dla urzędników. Sprzęt w ciągu 4 lat miał trafiać do wszystkich urzędników – od Kancelarii Premiera, przez ministerstwa i urzędy wojewódzkie, aż po państwowe archiwa czy Wyższy Urząd Górniczy.

– Ministerstwo Spraw Wewnętrznych rozpisało przetarg na 110 nowych telefonów dla pracowników. Zamierzano wybrać najtańszą ofertę, jednak specyfikacja produktu była tak opisana, że jedynym aparatem telefonicznym spełniającym wymogi był iPhone 5, kosztujący około 2,5 tys. zł.

Ministerstwo Transportu również rozpisało przetarg na telefony dla pracowników w grupie PKP. W zamówieniu było 9 300 nowych telefonów za kwotę prawie 3 mln złotych. Grupa PKP zatrudniała 85 000 osób. Oznacza to, że z publicznych pieniędzy było sfinansowane wyposażenie w nowy telefon więcej niż co dziesiątego pracownika PKP.

– Według deklaracji ówczesny minister transportu Sławomir Nowak na usługi telefoniczne w 2013 roku wydał 39 tys. 947 zł.

NIEGOSPODARNOŚĆ

– W 2011 roku został przeprowadzony audyt NIK w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Dotyczył on m.in. gospodarowania mieniem. Okazało się, że MSZ wykazywało się skrajną niegospodarnością m.in. magazynując nieużywane przez 11 lat anteny satelitarne, za które zapłacono 265 tys. zł, czy kupując za prawie 680 tys. zł krzesła i stoły z okazji prezydencji Polski, które po jej zakończeniu też trafiły do magazynów. Wśród nich był stół o wartości 174 tys. złotych, który nigdy nie został użyty.

– W latach 2008-2013 Ministerstwo Spraw Zagranicznych kupowało co miesiąc aż 163 butelki alkoholu. Łącznie zakupiono w resorcie 11 247 sztuk. Zakładając, że na dyplomatycznych spotkaniach nie pije się byle czego i że jedna butelka markowego trunku kosztowała minimum 50 zł, to oznacza, że Radosław Sikorski wydał na alkohol ok. 562 tysięcy złotych, czyli ponad pół miliona złotych. Z wyliczeń wynika, że 163 butelki miesięcznie to ponad pięć butelek opróżnianych dziennie. Głownie pito szampana oraz różnego rodzaju wina.

– Organizacja szczytu klimatycznego, który odbył się na Stadionie Narodowym w listopadzie 2013 roku kosztowała 100 mln złotych. Był on finansowany z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, a więc z publicznych pieniędzy.

– Każdy poseł otrzymuje co roku kwotę przeznaczoną na prowadzenie biura. Jest to 142 800 zł. Tygodnik Polityka sprawdził dane za 2012 rok jak posłowie wydawali te pieniądze. Oprócz pensji dla asystenta, czynszu za wynajem lokalu czy wydatków na paliwo, w rozliczeniach znajdowała się rubryka „inne wydatki” i szczególnie tym wydatkom przyjrzeli się dziennikarze.

Okazało się, że na przykład poseł Prawa i Sprawiedliwości Adam Abramowicz wydał 29 260 zł na pensję dla prawnika, który w biurze posła udzielił 720 osobom bezpłatnych porad prawnych. Z kolei minister Joanna Mucha z PO 7420 zł na obsługę fotograficzną, czyli sesje i zdjęcia z jej wyjazdów.

– Kancelaria Prezydenta Bronisława Komorowskiego w latach 2010-2013 przeprowadziła renowacje za 12,3 mln zł. Tylko w 2013 roku w budżecie Kancelarii zarezerwowano 5 mln zł na remonty. Odnawiana była m.in. prezydencka łazienka w Belwederze, którą wyłożono najwyższej jakości marmurem.

Wymienione tam też zostały kolumny i schody w części zamieszkanej przez parę prezydencką. Niezamieszkany pałac prezydencki także doczekał się zmian. Wyremontowano siedem łazienek, korytarz, klatkę schodowa, wstawiono nowe drzwi, odnowiono żyrandole i posadzki z marmuru. Rezydencja w Juracie miała doczekać się nowej elewacji i stolarki zrobionej z syberyjskiego drewna.

– Brytyjski dyplomata Charles Crawford i zarazem znajomy Radosława Sikorskiego dostawał za konsultowanie jego wystąpień olbrzymie sumy. Średnio aż 19 tys. zł za poprawki w jednym przemówieniu. W latach 2010-2014 skonsultowanych zostało 14 wystąpień ministra Radosława Sikorskiego, co łącznie daje kwotę ponad 260 tys. zł.

Crawford był m.in. współautorem słynnego wystąpienia Radosława Sikorskiego w Berlinie, w którym zaproponował m.in. zmniejszenie i wzmocnienie Komisji Europejskiej, ogólnoeuropejską listę kandydatów do europarlamentu, połączenie stanowisk szefa KE i prezydenta UE oraz wystosował mocny apel o obronę strefy euro do Niemiec, jako największej gospodarki UE.

– Ewa Kopacz rozpoczęła parlamentarną kampanię wyborczą w 2015 roku, ruszając w podróż po kraju. Za środek lokomocji wybrała pociąg Pendolino. Za nią udała się jej świta i media oraz pusty rządowy samolot, którego lot kosztował podatnika 100 tysięcy złotych i który poleciał za panią premier „rezerwowo”. Ewa Kopacz organizowała też wyjazdowe posiedzenia rządu. Pierwsze takie posiedzenie odbyło się pod koniec lipca we Wrocławiu i zostały na nie przywiezione z Warszawy krzesła i stoły.

WYŁUDZANIE PAŃSTWOWYCH PIENIĘDZY

– W latach 2008-2013 do Rzecznika Dyscypliny Finansów Publicznych wpłynęło 11 wniosków o naruszenie dyscypliny finansowych przez członków Rady Ministrów. Żaden z wniosków nie zakończył się karą. Większość spraw po prostu umorzono. Ministerstwo informowało, że system dochodzenia odpowiedzialności za naruszenie dyscypliny finansów publicznych miał przede wszystkie pełnić funkcję edukacyjną i prewencyjną.

– Od 2009 roku, gdy ujawniane były oświadczenia, Radosław Sikorski jako szef MSZ wykorzystywał publiczne środki na podróże prywatnym autem. W 2009 roku z kasy sejmu pobrał 1245 zł, rok później ta kwota urosła do ponad 21 tys. zł. W 2011 roku było to już 26,5 tys. zł, w 2012 roku pobrał 19,1 tys. zł, a w 2013 roku niecałe 10 tys. zł.

Uwzględniając ceny benzyny obliczono, że w samym tylko 2011 roku Radosław Sikorski przejechał prywatnym samochodem w celach służbowych 32 tys. km. Jak na osobę, która większość czasu spędzała w Warszawie, będąc wożonym samochodami BOR lub w delegacjach zagranicznych jest to zaskakująco dużo kilometrów. Tygodnik Wprost wyliczył, że Radosław Sikorski musiałby w każdy weekend przejeżdżać prawie 600 km i w każde święto 300 km.

– Prokuratura otrzymała w 2014 roku zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez Radosława Sikorskiego, który miał wyprawić imprezę urodzinową w pałacyku Ministerstwa Obrony Narodowej w Helenowie. Impreza miała kosztować 200 tys. zł, a jej koszty pokryć miał MON.