W latach 70. i 80. przemysł stoczniowy był ważną gałęzią polskiego przemysłu i polskiej gospodarki. Stocznie znane były nie tylko z budowy statków, miały też wymiar historyczny. To przecież w stoczniach, szczególnie w tej gdańskiej narodziła się „Solidarność”. Wszystkie rządy, za wyjątkiem rządu Donalda Tuska modernizowały te zakłady, przeprowadzały restrukturyzację i częściową prywatyzację z zachowaniem większościowych udziałów przez Skarb Państwa.
Gdy do władzy doszła Platforma Obywatelska doprowadzono do upadłości wszystkich stoczni i wyprzedaży ich majątku. Tereny postoczniowe wyprzedano deweloperom. Po wejściu Polski do UE, pomoc stoczniom środkami pochodzącymi z budżetu państwa stała się sprzeczna z unijnymi zasadami wolnej konkurencji. Takie kroki należało uzgadniać z Brukselą, nie robił tego jednak żaden rząd, a sprawą zajęła się Komisja Europejska. Polskie stocznie musiały zwrócić miliardy złotych uzyskanej pomocy, co oznaczało ich upadek. Jedynym wyjściem była prywatyzacja. W Brukseli odrzucono program restrukturyzacji stoczni przygotowany przez ówczesnego ministra skarbu państwa Aleksandra Grada.
Polski rząd do końca maja 2009 roku musiał wyprzedać majątek zakładów w Gdyni i Szczecinie, tak aby pozwolić na kontynuowanie ich działalności i ocalenie miejsc pracy. Bruksela zaakceptowała pomoc publiczną jedynie dla stoczni w Gdańsku. 16 marca 2009 roku resort skarbu, działając poprzez Agencję Rozwoju Przemysłu ogłosił przetarg. Wkrótce ARP podała, że wpłynęło 35, a później 36 zgłoszeń. Poinformowano, że najlepszą ofertę złożyła firma United International Trust. Była ona reprezentowana przez fundację Stichting Particulier Fonds Greenrights zarejestrowaną na Karaibach, której jednym z przedstawicieli był libański biznesmen Abdul Rahman El-Assir.
Firma zaproponowała 288 mln złotych za Stocznię Gdyńską, a za Stocznię Szczecińską 94 mln złotych. 30 czerwca 2009 roku podpisano umowę z firmą reprezentującą inwestora. Zorganizowano konferencję prasową, na której przedstawiono umowę jako wielki sukces rządu Donalda Tuska. Jednak oprócz wadium katarska firma nie wpłaciła w umówionym terminie ustalonej kwoty. Minister Aleksander Grad na 31 sierpnia wyznaczył ostateczny termin wpłaty dla Ouatar Investment Authority, który miał przejąć SPFG. Tego samego dnia mijał czas, jaki Komisja Europejska dała Polsce na finalizację prywatyzacji stoczni w Gdyni i w Szczecinie.
Kwota nie została wpłacona, minister Grad chciał poddać się do dymisji, nie została ona przyjęta przez premiera Donalda Tuska. We wrześniu 2009 roku ogłoszono kolejny przetarg, który doprowadził do cząstkowego wyprzedania majątku stoczni. W październiku ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński poinformował prezydenta, premiera i prezydium Sejmu i Senatu, że w procesie prywatyzacji stoczni doszło do wielu nieprawidłowości. Kancelaria Premiera skierowała sprawę do prokuratury. Wszczęto śledztwo w sprawie domniemanego utrudniania przetargu przez urzędników Agencji Rozwoju Przemysłu.
Media, w tym tygodnik Wprost ujawniły kulisy prywatyzacji. Najwyżsi rangą urzędnicy Ministerstwa Skarbu Państwa i Agencji Rozwoju Przemysłu przeprowadzili najprawdopodobniej pozorowany przetarg. Z materiałów wynikało, że byli to wiceminister skarbu państwa Zdzisław Gawlik i prezes ARP Wojciech Dąbrowski wraz ze swoim zastępcą Jackiem Goszczyńskim. O procederze miał wiedzieć minister Aleksander Grad. Opublikowane zostały rozmowy, z których wynikało, że urzędnicy państwowi informowali Katarczyków o ofertach konkurencji.
Ujawnione rozmowy mogły wskazywać, że Donald Tusk wiedział, że umowa nie zostanie wypełniona. Osoby, które otworzyły ten przetarg i brały udział w negocjacjach nie wierzyły, że transakcja dojdzie do skutku. Chodziło o to, żeby ktoś podpisał umowę na zakup przed ówczesnymi wyborami do parlamentu europejskiego, aby móc przedstawić to jako sukces. Śledztwo w tej sprawie zostało umorzone wobec braku znamion czynu zabronionego.