Armia

Platforma Obywatelska rozmontowała polską armię likwidując pobór powszechny i stawiając tylko na armię zawodową. Dowództwa i sztaby pełne były dowódców i urzędników wojskowych, którzy produkowali tysiące, w większości nikomu niepotrzebnych, dokumentów w postaci rozkazów, pism, załączników, wniosków, próśb, planów, harmonogramów, strategii, wizji, misji itd., a w jednostkach brakuje żołnierzy.

Likwidacja powszechnego poboru oznacza, że Siły Zbrojne RP nie są w stanie wypełniać swojej konstytucyjnej misji obrony terytorium kraju (art. 26) – ani pośrednio przy wsparciu sił sojuszniczych NATO, ani tym bardziej bezpośrednio, czyli samodzielnie. Armia zawodowa jest też droższa. Wyszkolenie i utrzymanie zawodowego żołnierza w liczbie niezbędnej choćby do zatrzymania potencjalnego najeźdźcy i przysporzenia mu takich strat, aby musiał poważnie zastanowić się nad agresją, jest bardziej kosztowne niż armia poborowa.

AFGANISTAN

– Przez nieudolne zarządzanie polską armią narażano żołnierzy na niebezpieczeństwo. Śmierć kpt. Daniela Ambrozińskiego w Afganistanie sprowokowała otwartą krytykę dowództwa i rządzących polityków, którzy do takiego stanu doprowadzili. Żołnierze, którzy 10 sierpnia 2009 roku uczestniczyli w patrolu w Usman Khel w Afganistanie, podczas którego zginął kapitan Daniel Ambroziński, mówili o bardzo poważnych błędach dowództwa w zaplanowaniu akcji. Te błędy ich zdaniem doprowadziły do śmierci kapitana. Przemawiający nad trumną kpt. Ambrozińskiego dowódca wojsk lądowych gen. broni Waldemar Skrzypczak ostro skrytykował dowództwo i polityków mówiąc m.in.: „Dlaczego dopiero trzeba było śmierci kpt. Ambrozińskiego, by pomyślano o lepszym wyposażeniu i uzbrojeniu żołnierzy?”

Siostra poległego żołnierza sama zaczęła prowadzić własne śledztwo, ponieważ Ministerstwu Obrony Narodowej nie zależało na wyjaśnieniu sprawy. Twierdziła, że wyjaśnienie okoliczności śmierci jej brata było dla armii niewygodne. Domagała się wyjaśnienia wielu kwestii m.in. tego, dlaczego, wbrew wcześniejszym doniesieniom, przed śmiercią nikt nie reanimował jej brata oraz dlaczego kierowanie bazą Vulcan polskie dowództwo miało przekazać niedoświadczonemu młodszemu chorążemu Dariuszowi Zwolakowi. Według siostry kapitana chodziło o to, że kpt. Daniel Ambroziński i jego towarzysze stwarzali armii problemy. Wielokrotnie mieli bowiem domagać się np. wsparcia bojowego czy logistycznego.

– Niewygodny dla Platformy Obywatelskiej generał Waldemar Skrzypczak, który wszedł w ostry konflikt z ministrem obrony narodowej w sprawie zaniedbań wojskowych urzędników przy dostarczaniu sprzętu do Afganistanu, zaczął być inwigilowany przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego. Funkcjonariusze w urzędach miejskim, powiatowym i gminnym szukali informacji dotyczących majątku generała. Generał Waldemar Skrzypczak już po odejściu z wojska krytykował ministra Bogdana Klicha za decyzję wysłania polskiego kontyngentu do prowincji Ghazni w Afganistanie. Według generała Bogdan Klich ośmieszył tą decyzją polską armię, która nie była przygotowana do zapanowania nad prowincją. W efekcie Ghazni stała się jednym z najniebezpieczniejszych miejsc w Afganistanie.

– Śmierć innych pięciu polskich żołnierzy w Afganistanie spowodowana była eksplozją miny pod pojazdem M-ATV. Jakość tego pojazdu podważali Amerykanie. 61. Pułk Zmechanizowany armii USA uznał go za zbyt mało wytrzymały na miny podkładane przez talibów i dowództwo zakazało jego używania. Jak przyznali też wojskowi podłożenie ładunku było poważną operacją logistyczną. została ona przeprowadzona niemal na przedmieściach 140-tysięcznego miasta Ghazni, stolicy prowincji, silnie obsadzonej przez siły NATO i afgańskie. Niedostrzeżenie operacji rebeliantów to poważna wpadka wojskowych służb specjalnych.

grzechy-platformy-armia

– System satelitarnej łączności, z którego korzystali polscy żołnierze w Afganistanie, oparty był na urządzeniach wyprodukowanych przez Wojskowe Zakłady Łączności w Zegrzu oraz firmę TTComm z Mińska Mazowieckiego. Jak ustalił dziennik Rzeczpospolita, urządzenia te zostały skonfigurowane z dwoma satelitami. Pierwszy to EUTELSAT W6, który należy do mającej siedzibę we Francji spółki Eutelsat. Drugi – Yamal-202, będący własnością państwowego, rosyjskiego koncernu gazowego Gazprom. Przez tego ostatniego satelitę przesyłane były m.in. strategiczne informacje o działaniach polskich żołnierzy w Afganistanie. W tym o funkcjonowaniu tamtejszych komórek polskiego wywiadu i kontrwywiadu wojskowego.

KATASTROFY LOTNICZE

Za kadencji Bogdana Klicha, jako ministra obrony narodowej, w katastrofach lotniczych w lotach niezwiązanych z działaniami bojowymi zginęło 121 osób. Doszło do dwóch największych katastrof w dziejach polskiego lotnictwa wojskowego. 23 stycznia 2008 roku podchodząc do lądowania na lotnisku w Mirosławcu rozbił się samolot CASA C295M. Zginęło 20 osób, czyli wszyscy znajdujący się na pokładzie, w tym wysocy rangą dowódcy Sił Powietrznych. Większość z nich wracała, z konferencji poświęconej bezpieczeństwu lotów. Była to trzecia pod względem liczby ofiar katastrofa w historii polskiego lotnictwa, a największa w polskim lotnictwie wojskowym.

Liczba wymienionych w raporcie wyjaśniającym przyczyny katastrofy nieprawidłowości mających wpływ na przyczynę katastrofy była imponująca. Komisja zakwalifikowała zdarzenie lotnicze do niewłaściwej organizacji lotów oraz niewłaściwej organizacji szkolenia lotniczego. Wpływ na zdarzenie miało niewłaściwe działanie służb lotów w zakresie kontroli ruchu lotniczego i kierowanie zabezpieczeniem przelotu spowodowane błędną oceną sytuacji i podjęciem niewłaściwej decyzji oraz nieprawidłowa, niezgodna z instrukcjami eksploatacja statku powietrznego przez załogę. Choć z raportu wynikało, że w locie do Mirosławca właściwie nic nie działo się zgodnie z przepisami, konsekwencje personalne wyciągnięte przez ministra Klicha wobec winnych tego stanu rzeczy okazały się symboliczne.

Wiceminister obrony Czesław Mroczek wyrzucił w 2009 roku z sejmowej podkomisji nadzwyczajnej, badającej proces szkolenia pilotów po katastrofie CASY, wojskowego eksperta majora Arkadiusza Szczęsnego, który sugerował posłom złożenie do prokuratury doniesienia na Bogdana Klicha za zaniedbania w systemie szkoleń. Major Arkadiusz Szczęsny sam złożył doniesienie do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście. Ta odmówiła jednak wszczęcia postępowania, uzasadniając, że nie jest stroną on w sprawie.

Skandaliczne też były działania wobec rodzin ofiar wypadku CASY. Chodziło o zmuszenie ich do milczenia. Nie tylko zbierano kompromitujące ich materiały, ale także zastanawiano się nad ich publikacją w tabloidach. Świadkowie twierdzą, iż próbowano zdyskredytować wizerunek tych rodzin, które krytykowały MON i Siły Powietrzne.

27 lutego 2009 roku w czasie lotu treningowego pod Toruniem rozbił się śmigłowiec Mi-24D. Zginął jeden z członków załogi. Z analizy przyczyn katastrofy nie wyciągnięto żadnych wniosków, realnie zmieniających sytuację w szkoleniu lotniczym. 31 marca 2009 roku w locie treningowym rozbił się samolot An-28 Bryza 2-RF należący do 28. eskadry lotniczej. Wszystkie 4 osoby znajdujące się na pokładzie zginęły. Badania krwi i moczu instruktora kpt. pil. Marka Sz. wykryto THC, wskazujące na wcześniejsze zażycie przetworów konopi indyjskich. To że instruktor, który spowodował katastrofę zażywał narkotyki nikogo specjalnie nie zainteresowało. Prokuratura Wojskowa szybko umorzyła śledztwo, a Wojskowy Sąd Okręgowy nie uwzględnił zażalenia rodziny pilota, który zginął z powodu nieodpowiedzialności instruktora i jego przełożonych. Nikogo, w tym ministra Klicha, nie zainteresowało też, w jaki sposób przebiegało szkolenie pilota rozbitego samolotu.

W maju 2009 roku Sejm RP powołał podkomisję do zbadania zaniedbań w Lotnictwie Wojskowym RP. Jej ekspert, znakomity pilot Major Arkadiusz Szczęsny napisał: „Świadome narażanie przez MON naszych Żołnierzy na niebezpieczeństwo utraty życia jest niedopuszczalnym łamaniem prawa”! Gdy Major Szczęsny poprosił podkomisję o przekazanie sprawy Prokuraturze, został odwołany z funkcji eksperta.

10 kwietnia 2010 roku przy podejściu do lądowania na lotnisku pod Smoleńskiem rozbił się samolot Tu-154M. Zginęło 96 osób znajdujących się na jego pokładzie, w tym dwaj Prezydenci RP, wiele ważnych osobistości życia publicznego, najwyżsi rangą dowódcy wojskowi, weterani walk o niepodległą Polskę, osoby im towarzyszące i załoga samolotu. Niezależnie od tego czy katastrofa smoleńska była wypadkiem czy zamachem, Platforma Obywatelska, a zwłaszcza współpracownicy premiera Donalda Tuska ponoszą odpowiedzialność za rażące błędy i manipulacje podczas przygotowania wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu, a także za późniejsze zaniedbania w śledztwie dotyczącym katastrofy.

– W ciągu dwóch lat poprzedzających katastrofę smoleńską na biurko szefa MON Bogdana Klicha trafiło jedenaście meldunków z Dowództwa Sił Powietrznych, podkreślających konieczność wymiany całej floty rządowych samolotów. Autorem większości meldunków był gen. Andrzej Błasik, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Na żaden z monitów Ministerstwo Obrony Narodowej nie odpowiedziało.

ROSJA

– Radosław Sikorski przy okazji spotkania z Hillary Clinton podpisał aneks do umowy o ochronie antyrakietowej. W aneksie był zawarty punkt, który mówił, że rosyjscy inspektorzy będą kontrolować polskie bazy wojskowe. „Podtrzymujemy deklarację z czasów podpisania oryginalnego porozumienia, że chcemy, aby system był jak najbardziej przejrzysty, chcielibyśmy, aby Federacja Rosyjska w szczególności była pewna, że system jest budowany do celów zadeklarowanych, dlatego będziemy udostępniać możliwości inspekcji” – mówił Radosław Sikorski.

A w maju 2011 roku latał nad Polską rosyjski AN-30B wyposażony w aparaturę szpiegowską. Rosjanie fotografowali i obserwowali instalacje wojskowe w ramach międzynarodowego traktatu „Otwarte Przestworza”, który podpisały 34 państwa. Takie obloty odbywały się na zasadzie wzajemności, więc i polscy wojskowi inspektorzy powinni móc latać nad Rosją tyle, że Polska nie miała odpowiedniego samolotu obserwacyjnego. Do tej pory Polska pożyczała taki samolot od Ukraińców.

– Łamiąc i omijając prawo MON pod rządami Bogdana Klicha podpisało 8 czerwca 2010 roku umowę z Eurolotem – spółką zależną PLL LOT, dotyczącą czarteru 2 Embraerów 175. W imieniu resortu podpis złożył wiceminister Marcin Idzik. Oba samoloty miały pozostawać do wyłącznego użytku najważniejszych osób w Polsce, tzw. VIP, pilotowane i obsługiwane przez załogi PLL LOT. Umowa została podpisana do końca 2013 roku, z możliwością jej skrócenia lub wydłużenia.

Embraer 175 ma zasięg 3-krotnie mniejszy niż powinien mieć samolot przewożący VIP, co utrudnia lub uniemożliwia przewozy dalekodystansowe, a także zmniejsza bezpieczeństwo operacji. Embraery nie mogły latać na tereny objęte konfliktami i wykonywać innych zadań niż przewozy pasażerskie, co wymusiło poszukiwanie kosztownych rozwiązań zastępczych. Za niewiele ponad równowartość‡ 3,5-letniego czarteru Embraerów 175 od PLL LOT, która wynosiła 150 mln zł można było kupić dwa nowe samoloty o parametrach odpowiadają…cych wymogom stawianym maszynom do przewozu VIP-ów.

ŚMIGŁOWCE

Minister Bogdan Klich odpowiedzialny był za dziwny zakup śmigłowców dla armii. MON najpierw wynegocjował obniżkę ceny o 10,5% od firmy Metalexport-S, a minister Bogdan Klich chwalił się, że MON kupi pięć wyremontowanych śmigłowców z resursem na 20 lat, wyposażonych w pełny pakiet uzbrojenia, za 313 mln zł. Ale umowy ostatecznie nie podpisano. Rozmowy z Metalexportem-S zostały zerwane. Prawnicy resortu mieli zablokować umowę, bo warunki zamówienia nie zgadzały się z parametrami sprzętu, jaki miał być dostarczony. Tymczasem nagle MON podpisał z Metalexportem-S kontrakt. Tylko już na inny sprzęt i wyższą cenę – 387,6 mln złotych.

Firma wpłaciła 3 mln 875 tys. zł wymaganej kwoty gwarancyjnej. Ale śmigłowców ostatecznie nie dostarczyła, bo rosyjski kontrahent odmówił dostawy sprzętu. Niedoszłego kontrahenta postanowiono ukarać nie tylko zatrzymaniem kwoty gwarancyjnej. Sprawę skierowano do sądu z żądaniem prawie 65 mln zł tytułem odszkodowania. Z akt wynikało, że to minister Bogdan Klich osobiście kazał skierować sprawę do sądu, choć były opinie prawne, że proces może zakończyć się porażką.

Na początku sierpnia 2012 roku Sąd okręgowy w Warszawie oddalił roszczenia MON i zasądził zwrot kwoty gwarancyjnej wraz z odsetkami. Wtedy było to ponad 600 tys. zł. Ale MON znów się odwołał. Jednak Sąd Apelacyjny podtrzymał wyrok. W ciągu siedmiu miesięcy, które minęły między wyrokiem pierwszej instancji a apelacją, odsetki wzrosły o kolejne 500 tys. zł. Razem było to 1 mln 181 tys. 625 zł, które MON musiało zapłacić firmie Metalexport-S.

GROM

– Ministerstwo Obrony Narodowej na swojej stronie internetowej umieściło dane o uzbrojeniu GROM, środkach łączności, miejscach organizowania szkoleń i nowych siedzibach. Dane te znalazły się w ogłoszeniu o przetargach. Z informacji przetargowej można było np. łatwo wywnioskować, że rozwija się oddział wodny GROM, a na podstawie ogłoszenia o przetargu na kupno karabinów maszynowych można oszacować liczebność formacji. W sieci, dzięki ogłoszeniom przetargowym można też było znaleźć informacje o tym jakiego oprogramowania antywirusowego używa jednostka i gdzie tankuje swoje samochody.

NIK UJAWNIA

Według raportu NIK z 2010 roku, sytuacja polskiego wojska była fatalna. Nie było środków na szkolenie i sprzęt. Doszło do złamania prawa, ponieważ według ustawy budżetowej co roku do kasy MON powinno wpłynąć 1,95% PKB. Tymczasem w 2009 roku budżet resortu był mniejszy od tej sumy o ok. 2 mld zł. Również w 2008 roku nie zrealizowano budżetu MON, tak jak wymaga tego ustawa. W 2009 roku wydatki na jednostki wojskowe spadły o połowę. Okrojono też wydatki na zakupy i remont sprzętu wojskowego. W ocenie NIK spowodowało to opóźnienie procesu modernizacji polskiej armii. Zahamowano również nabór do armii, która miała liczyć 100 tys. żołnierzy, a było ich niespełna 96 tys.

Polska podczas rządów Platformy Obywatelskiej nie osiągnęła progu finansowania swojej armii na poziomie reguły zapisanej w ustawie budżetowej. Zgodnie z regułą Ministerstwa Finansów, co roku na obronność Polska powinna wydawać 1,95% PKB z poprzedniego roku finansowego:

– 2008 rok: 1,89% PKB
– 2009 rok: 1,81% PKB
– 2010 rok: 1,88% PKB
– 2011 rok: 1,89% PKB
– 2012 rok: 1,84% PKB
– 2013 rok: 1,76% PKB

Dowództwo polskiej armii zdecydowało o szybszym likwidowaniu jednostek wojskowych przy wschodniej granicy. M.in. przyspieszono likwidację garnizonu w Osowcu w województwie podlaskim, tłumacząc to względami operacyjnymi. Tymczasem w modernizację tego składu amunicji zainwestowano niemal 15 mln zł. Likwidacja garnizonu oznaczała też utratę pracy dla około 200 pracowników cywilnych. Być może wpływ na tę decyzję miała przygotowana przez Stanisława Kozieja podczas szefowania w BBN „Biała Księga Bezpieczeństwa Narodowego RP” sygnowana przez prezydenta Bronisława Komorowskiego. W dokumencie tym profesor nauk wojskowych, generał brygady Stanisław Koziej wykazał się porażającym brakiem przewidywania strategicznego i nie dostrzegł militarnych zagrożeń ze strony Rosji.

– Stosunek do polskiego munduru pokazał Maciej Zegarski, asystent ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, który podczas wizyty w Afganistanie zrobił sobie zdjęcie w polskim mundurze, z majtkami naciągniętymi na hełm.

WSI

– Minister Bogdan Klich nie odwołał się od postanowienia prokuratury wojskowej o umorzeniu śledztwa w sprawie handlu bronią na początku lat 90., z udziałem ludzi z WSI. Dzięki tej decyzji nikt z kierownictwa dawnych WSI nie odpowiedział za dostawy polskiej broni dla terrorystów i krajów objętych embargiem. Zarzuty w tej sprawie postawiono m.in. Konstantemu Malejczykowi i Kazimierzowi Głowackiemu.

– W 2011 roku Muzeum Wojska Polskiego przygotowało wystawę poświęconą dziejom polskich wojsk specjalnych. Na wystawie znajdowała się gablota, poświęcona Polskiemu Samodzielnemu Batalionowi Specjalnemu. Nie było jednak jakiejkolwiek informacji o tym, że funkcją tej formacji, szkolonej przez oficerów NKWD, było realizowanie przez Związek Sowiecki zaplanowanego zniewolenia Polski i eliminowanie oddziałów polskiego podziemia, a które stały się zalążkiem komunistycznego aparatu represji. Na bazie tego właśnie batalionu stworzono wojska bezpieczeństwa wewnętrznego, nazywane też Korpusem Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie to placówka podległa ministrowi obrony narodowej.

Jedna z najważniejszych polskich firm zbrojeniowych Zakład Produkcji Specjalnej w Pionkach została zlikwidowana. Rząd przestał tam składać zamówienia na sprzęt dla armii. Zrezygnowano też z budowy korwety Gawron, która kosztowała już 400 mln złotych. Przerwanie jej budowy oznaczało, że wydana wcześniej kwota się zmarnuje. Premier Donald Tusk uznał ten projekt za bezsensowny, pochłaniający duże środki, a nie mający nic wspólnego z obronnością, ponieważ nie ma potrzeby budowy i użytkowania dużych maszyn bojowych na Bałtyku.

W 2011 roku odeszło z wojska na własną prośbę ponad 5,7 tys. żołnierzy. Budżet MON na 2011 rok zakładał, że z wojska odejdzie 3 tys. żołnierzy. Pod te szacunki zarezerwowano środki na świadczenia dla odchodzących, m.in. 12-miesięczne uposażenia i odprawy mieszkaniowe. Żołnierze, którzy odeszli ze służby tylko w ciągu pierwszych 11 miesięcy 2011 roku, kosztowali MON ok. 773 mln zł. Przekroczenie szacunków spowodowało, że trzeba było znaleźć dodatkowo ok. 440 mln zł. Najwięcej wypowiedzeń żołnierze złożyli w pierwszym miesiącu urzędowania ministra Tomasza Siemoniaka. Polska armia liczyła zaledwie 96 tys. żołnierzy, co było najmniejszym wynikiem w historii. W polskim wojsku niezmienna pozostała jedynie liczba generałów i pułkowników, których służyło niemal 1600. W przeliczeniu: jeden generał mógłby dowodzić batalionem, a jeden pułkownik przypada na 1/3 kompanii. Po raz pierwszy w historii więcej było policjantów niż żołnierzy.

Według raportu NIK z 2011 roku Polska nie była gotowa na wojnę. Zanikał zaniedbywany system obrony cywilnej, a jego jeszcze funkcjonujące elementy nie były skoordynowane. System ochrony ludności, zakładów pracy i urządzeń użyteczności publicznej, dóbr kultury, ratowania i udzielania pomocy poszkodowanym w czasie wojny nie istniał. W niemal co trzecim skontrolowanym województwie, powiecie czy gminie nie było żadnych formacji obrony cywilnej. Zaniechane zostały także szkolenia ludności w zakresie reagowania na sytuację wojny i wielkich klęsk żywiołowych.

– Spółka zbrojeniowa Bumar zwróciła się pod koniec 2011 roku do Inspektoratu Uzbrojenia Ministerstwa Obrony Narodowej o przedpłatę w wysokości 350 mln zł. Chodziło o realizację zamówienia dla polskiej armii kolejnych Kołowych Transporterów Opancerzonych Rosomak. Inspektorat, podlegający wówczas wiceministrowi Marcinowi Idzikowi, zlecił jednemu ze swoich radców prawnych wydanie opinii na temat zasadności przyznania przedpłaty na Rosomaki. Została wydana negatywna opinia, ale zastępca szefa Inspektoratu Uzbrojenia Jerzy Pikuła zażądał wydania nowej opinii.

Tym razem zespół radców prawnych Inspektoratu wydał opinię pozytywną. W maju 2012 roku odpowiedzialny za zakupy uzbrojenia wiceminister obrony Marcin Idzik podał się do dymisji i w tym samym miesiącu został wybrany na wiceprezesa Bumaru, odpowiedzialnym za obszar sprzedaży i zakupów.

GROM I FORMOZA ZDEMASKOWANE

Tajny ośrodek szkolenia Służby Kontrwywiadu Wojskowego jeszcze nie powstał, a już został zdemaskowany przez ogłoszenie przetargu na remont budynku. W 2011 roku ogłoszono też przetarg na remont budynków, w których stacjonował GROM w Gdyni. Rejonowy Zarząd Infrastruktury umieścił nawet w sieci plany budynków z zaznaczonymi korytarzami, rozkładem pomieszczeń, wejść i wyjść. Jesienią 2010 roku w ten sam sposób ujawniono plany gdyńskiej siedziby jednostki specjalnej FORMOZA.

– Na stronie resortu obrony narodowej opublikowano zdjęcia, na których można było rozpoznać twarze żołnierzy GROM. Zdjęcia zrobiono podczas spotkania ministra obrony narodowej Tomasza Siemoniaka z żołnierzami JW GROM, podczas obchodów 23. rocznicy jego utworzenia. Pod tekstem głównym opisującym przebieg wydarzeń zamieszczono galerię. Problem w tym, że na miniaturach widać twarze odznaczanych tego dnia żołnierzy GROM, choć te powinny pozostać zamazane.

– Bułgarski sprzęt zakupiony przez MON za 1,5 mln zł, który miał umożliwić pilotom wojskowych śmigłowców wykonywanie lotów nocą, trafił do magazynów. Sprzętu noktowizyjnego nie używano, ponieważ według MON „trwały procedury, których ukończenie warunkuje wydanie polecenia o wprowadzeniu pozyskanego sprzętu wojskowego na wyposażenie Sił Zbrojnych.” O takich procedurach nie ma jednak mowy w ustawie o zamówieniach publicznych, a także w regulaminach stosowanych w wojsku. Okazało się, że gogle były wadliwe i musiały być serwisowane.

– Agencja Mienia Wojskowego i Wojskowa Agencja Mieszkaniowa w latach 2011-2012 i do pierwszej połowy 2013 roku wydała na ogłoszenia w „Gazecie Wyborczej” 3,7 mln złotych.

W procesie pozyskania za ok.7,5 mld zł okrętów podwodnych dla Marynarki Wojennej RP mogło dojść do złamania prawa. Jeden z branych pod uwagę w planowanym przetargu okrętów, niemiecki typ 212A nie był zgodny ze sformułowanymi przez polską marynarkę wojenną wymaganiami operacyjnymi, „w szczególności w zakresie układu  napędowego, uzbrojenia rakietowego oraz systemu ratowniczego”. Zmieniono więc wymagania operacyjne, zamiast wybrać okręt, który by je spełniał.

ZAGINIONE DOKUMENTY

Z Kancelarii Tajnej Służby Kontrwywiadu Wojskowego zginęły 33 komplety papierów z nazwiskami rozpracowywanych osób oraz agentów wojskowego kontrwywiadu. Chodziło o dokumenty z lat 2006-2008, które zostały pobrane z Kancelarii Tajnej i nigdy tam nie wróciły. Miały one zawierać ponadto nazwiska znanych osób z największych firm zbrojeniowych sprzedających sprzęt wojskowy armii oraz nazwiska oficerów, którym przyglądał się wojskowy kontrwywiad.

– W 2013 roku rozformowano dowództwo Marynarki Wojennej, które z Gdyni zostało przeniesione do Warszawy. W związku ze zmianami w siłach zbrojnych rozformowany został też Wydział Prasowy Dowództwa Marynarki Wojennej. Przestała także funkcjonować strona internetowa Marynarki Wojennej, jednakże cały czas dostępne jest jej archiwum, aby można było zapoznać się z działalności polskiej floty wojennej z lat 1998-2013.

– 1 stycznia 2014 roku zaczęło działać Dowództwo Sił Specjalnych, a 10 stycznia 2014 roku zostało rozwiązane i przekształcone w nową strukturę podlegającą pod Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych. Mogło to oznaczać złamanie zasady leżącej u podstaw działalności Dowództwa Wojsk Specjalnych utrzymania statusu faktycznej autonomii „force user – force provider”. To dlatego Dowództwo Sił Specjalnych miało być więc odpowiedzialne za szkolenie żołnierzy sił specjalnych, ale również w dalszym ciągu dowodzić nimi w operacjach. Teraz za dowodzenie odpowiada Dowódca Operacyjny RSZ, natomiast za szkolenie Dowódca Generalny RSZ.

BUŁGARSKIE RAKIETY

Rząd Donalda Tuska wydał prawie 120 mln zł na bułgarskie rakiety sowieckiej konstrukcji z lat 50. W sumie do Polski trafić miało do 2016 roku ponad 17 tys. wyprodukowanych w Bułgarii pocisków. Od lat 70. XX w., ze względu na ich dużą niedokładność, stosowano je wyłącznie do atakowania z powietrza celów naziemnych. Pociski S-5 były m.in. wykorzystywane przez Rosjan w wojnie w Afganistanie, spisywały się tam jednak bardzo słabo. Szybko zastąpiono je rakietami S-8 o kalibrze 80 mm. Kiedy polski rząd kupował pociski S-5 były one wykorzystywane przede wszystkim przez Palestyńczyków, bojowników w Libii oraz syryjskich rebeliantów.

– Na stworzenie polskiego rejestratora skażeń wydano z budżetu państwa prawie 6 mln zł. Na kilka miesięcy przed ukończeniem prac armia postanowiła kupić francuskie odpowiedniki. Przez lata wojsko przekazywało po około 150 mln zł rocznie na badania związane z obronnością, ale zysk miało z tego niemal zerowy. Przykładowo na stworzenie lekkiego czołgu Anders wydano ponad 18 mln zł, który według specjalistów był bardzo dobrym czołgiem, jednak w żadnych planach MON nie było zakupu takiego czołgu. Z publicznych pieniędzy finansowano kilka projektów badawczych bezzałogowców. Wydano na to dziesiątki milionów złotych, ale żaden z nich nie został wdrożony, nie oddano do użytku wojskowego żadnej maszyny. Wojskowi twierdzili, że dzięki tym badaniom wiedzą czego w wojsku nie chcą.

– MON w kwietniu 2015 roku poinformowało o dalszym etapie przetargu na zakup 70 śmigłowców dla polskiej armii. Brało w nim udział trzech oferentów: UTC/Sikorsky Company (właściciel PZL Mielec), Agusta/Westland (właściciel PZL-Świdnik) oraz francuski Airbus, nieposiadający w Polsce własnych przedsiębiorstw. W mediach jeszcze przed ogłoszeniem wyniku przetargu pojawiały się nieoficjalne informacje, że uczestniczący w przetargu Francuzi z Airbusa mieli mieć zapewnione zwycięstwo w zamian za poparcie przez prezydenta Francji Hollande’a kandydatury Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. 21 kwietnia 2015 roku, MON poinformował o wybraniu do testów właśnie francuskiego Airbusa, który jako jedyny miał spełniać wymagania. Ministerstwo informowało, że na zakup 70 śmigłowców zamierza wydać 8 mld, ale ze względu na cenę Airbusa, zmieniono zamierzenia na 50 śmigłowców za 13 miliardów.

– Firma Unizeto Technologies, należąca do konsula honorowego Rosji w Polsce we wrześniu 2008 roku podpisała dwie umowy: z polską Służbą Wywiadu Wojskowego i z Departamentem Zaopatrywania Sił Zbrojnych Ministerstwa Obrony Narodowej. Umowa z SWW była na dostawę urządzeń teleinformatycznych w wykonaniu specjalnym, o wysokim poziomie zabezpieczeń, umożliwiających przetwarzanie informacji o klauzuli ściśle tajne. Wartość kontraktu wyniosła 1,2 mln zł brutto. Natomiast umowa z Departamentem Zaopatrywania Sił Zbrojnych MON dotyczyła dostawy 247 sztuk komputerów stacjonarnych. Komputery przeznaczone zostały na potrzeby Departamentu Sił Zbrojnych, Departamentu Informatyki i Telekomunikacji Ministerstwa Obrony Narodowej RP oraz Jednostki Wojskowej „GROM”. Wartość zamówienia wyniosła ok. 1,6 mln zł brutto. Ministrem obrony narodowej był wtedy Bogdan Klich.

Certyfikaty zabezpieczeń Unizeto były także używane przez Państwową Komisję Wyborczą podczas wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku. Unizeto Technologies wygrała we wrześniu 2014 roku gigantyczny przetarg na obsługę systemów informatycznych KRUS. Spółka rosyjskiego konsula informatyzowała także w ostatnich latach ZUS i Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia. Wdrażała też system obiegu dokumentów w Rządowym Centrum Bezpieczeństwa. Zobacz: Cyfryzacja państwa podczas rządów Platformy Obywatelskiej.