– W czasie rządów Platformy Obywatelskiej skrócono listę lektur szkolnych obniżając znacznie poziom nauczania języka polskiego. Z listy lektur zniknęły takie książki jak „Kubuś Puchatek”, „Potop”, „Quo Vadis”, „Romeo i Julia”, a zamiast całych książek, na lekcjach częściej omawiano tylko fragmenty. Według badań statystyczny Polak czyta jedną książkę rocznie, skracanie listy lektur i czytanie jedynie ich fragmentów nie wydaje się być drogą do poprawienia tego stanu.
– W 2011 roku MEN wprowadziło rozporządzenie, według którego uczeń, który nie opanował materiału z jednego z przedmiotów i na koniec roku otrzymał z niego ocenę niedostateczną, będzie mógł kontynuować naukę razem ze swoimi rówieśnikami. Do tej pory jedynym wyjściem (oprócz powtarzania klasy) dla takiego ucznia było podejście do egzaminu komisyjnego. Dopiero zdanie takiego egzaminu otwierało drogę do nauki w kolejnej, wyższej klasie.
Zasady nie obejmują maturzystów, lecz młodzież z niższych klas szkół ponadgimnazjalnych, która może raz w ciągu nauki skorzystać z możliwości zdania do następnej klasy z jedną jedynką na świadectwie. Jedynym warunkiem jest to, że musi to być przedmiot, którego nauka będzie kontynuowana w następnej klasie. Oprócz tego uczniom przysługuje także możliwość podchodzenia do dwóch egzaminów poprawkowych, zamiast – jak do tej pory – tylko do jednego.
– Ministerstwo Edukacji Narodowej podczas rządów Platformy Obywatelskiej prezentowało też takie pomysły jak oswajanie dzieci z terenów powodziowych z tym kataklizmem. Nie uczono jednak o zagrożeniach spowodowanych powodzią, takich jak np. skażona woda, ale na matematyce uczniowie mieli obliczać objętość zalanego domu, a na języku polskim przeprowadzać wywiad z powodzianinem o najzabawniejszym wydarzeniu, jakiego doświadczył podczas kataklizmu.
– Ministerstwo Edukacji Narodowej swoją działalnością niemal doprowadziło do likwidacji olimpiad przedmiotowych. Jak wskazywali m.in. członkowie Komitetu Głównego Olimpiady Fizycznej, prowadzenie olimpiad jest jednym z obowiązków Ministerstwa Edukacji Narodowej. MEN wywiązuje się z tego obowiązku zlecając organizację olimpiad towarzystwom naukowym i wyższym uczelniom, częściowo finansując tę działalność. W większości przypadków poszczególne olimpiady prowadzone są przez grupę kilkunastu wyższych uczelni, z udziałem jej najlepszych pracowników, we współpracy z wybitnymi nauczycielami szkolnymi.
W 2009 roku MEN zmienił zasady prowadzenia olimpiad. Zasłaniając się koniecznością spełniania wymogów przepisów finansowych, MEN wyraził swoiste votum nieufności w stosunku do organizatorów olimpiad. Zakwestionowana została zasada ciągłości i organizatorzy olimpiad mają być wyłaniani co roku w otwartych konkursach. O finansowaniu olimpiad MEN decyduje w cyklach półrocznych, co uniemożliwia planowanie ich organizacji nawet w danym roku szkolnym. Poziom finansowania został zmniejszony, za to drastycznie zwiększono wymagania biurokratyczne i kontrolne.
– MEN przygotował w 2011 roku ankietę dla nauczycieli. Zostało w mniej m.in. zawarte pytanie: „Jaki nauczyciel jest lepszy: ten, który jest zadowolony ze swojego życia seksualnego, czy ten, który z pasją pracuje w szkole?” Pedagodzy musieli odpowiadać również na pytania związane z ich poglądami politycznymi czy doświadczeniami z dzieciństwa – mieli np. określić stan majątkowy swojej rodziny w czasie, gdy mieli 14 lat.
– Minister Administracji i Cyfryzacji Michał Boni planował wprowadzenie ustawy likwidującej biblioteki szkolne. Była to ustawa o poprawie warunków świadczenia usług przez jednostki samorządu terytorialnego. Jedną z propozycji było „stworzenie możliwości wykonywania zadań biblioteki szkolnej przez bibliotekę publiczną”. Rząd szukał oszczędności, a przy w wprowadzeniu tej ustawy nie musiałby płacić za utrzymanie szkolnych bibliotek. Nie liczyło się więc dobro dzieci.
– W 2009 roku rząd zdecydował o wysłaniu sześciolatków do szkół. Brakowało jednak czasu i środków na przygotowanie szkół do przyjęcia sześciolatków. Lokalne samorządy skarżyły się, że dostają zbyt mało pieniędzy od rządu na niezbędne inwestycje. Jednak Ministerstwo Edukacji nie przewidywało zwiększenia dotacji. Jak twierdziło, jego zadaniem jest wprowadzanie nowych programów nauczania. Przeciwko posyłaniu sześcioletnich dzieci do szkół protestowali rodzice.
W 2011 roku pod obywatelskim projektem ustawy „Sześciolatki do przedszkola” podpisało się 350 tys. osób. Początkowo wszystkie partie głosowały za dalszymi pracami nad projektem złożonym w Sejmie, w 2014 roku koalicja PO-PSL po cichu go odrzuciła. Na początku 2013 roku udało się zebrać milion podpisów pod obywatelskim wnioskiem o przeprowadzenie referendum w sprawie 6-latków, ale pod koniec tego samego roku parlamentarzyści głosami koalicji PO-PSL wniosek odrzucili. W 2014 roku ponownie zebrano blisko 300 tys. podpisów pod projektem „Rodzice chcą mieć wybór”, na początku 2015 roku został on odrzucony, ponownie głosami koalicji rządzącej.
– Do 2012 roku projekt „Sześciolatki do szkół” kosztował budżet państwa 244 mln złotych. Tymczasem rodzice nie chcieli wysyłać sześciolatków do szkoły i we wrześniu 2012 roku poszło ich znacznie mniej do pierwszych klas. Rodzice woleli pozostawić je w zerówkach. Protestujący rodzice wskazywali przede wszystkim na brak odpowiedniego przygotowania szkół na przyjęcie małych dzieci: nie było odpowiednich toalet, świetlice były przepełnione, a klasy za małe.
– Rząd wysyłał sześciolatki do szkół i jednocześnie podniósł też opłaty za przedszkola. Za sprawą nowelizacji prawa oświatowego, zdecydowana większość gmin postanowiła zastąpić stawki ryczałtowe stawkami „za godzinę zajęć ponadprogramowych”, określając jednocześnie w jakich godzinach zajęcia bezpłatne są prowadzone. Opieka nad dzieckiem w godz. 8-13 stała się bezpłatna, jednak za każdą kolejną rodzice musieli zapłacić. I tak ustanowiono stawkę 1,8 zł przed godz. 8 i po godz. 16 oraz 3,51 zł w godz.13-16. Pobyt dziecka w godz. 7-16 kosztował więc rodziców 246 zł. Z wyżywieniem i zajęciami dodatkowymi ponad 460 zł.
Ustawa niosła za sobą też takie absurdy jak: w godzinach od 8 do 13 realizuje się podstawę programową, nie mogą się wtedy odbywać żadne zajęcia dodatkowe. Dzieci rodziców, którzy zadeklarują przebywanie pociech w przedszkolu jedynie od 8 do 13, w ogóle nie będą mogły brać udziału w zajęciach dodatkowych. Jeśli dziecko ma w nich uczestniczyć, rodzice muszą płacić za „ponadnormatywny” czas. Nauczycielki, zamiast zajmować się dziećmi, znaczną część swojej uwagi poświęcają na wypełnianie co godzinę list obecności. Jeżeli wiele osób, wystraszonych opłatami, zdecyduje się posyłać dzieci do przedszkola jedynie w godzinach bezpłatnych, mogą nastąpić redukcje personelu i łączenie oddziałów. Ze skutkami fatalnymi dla przedszkolaków.
– Coraz więcej szkół było zamykanych ponieważ gminy nie miały pieniędzy na ich utrzymanie. Według szacunków w 2012 roku zamknięto nawet 800 placówek. Problem ten nie dotyczył tylko małych miejscowości, ale też coraz częściej dużych miast. Za tę sytuację odpowiadał rząd. Budżetowa subwencja była za niska i nie uwzględniała podwyżek dla nauczycieli, rząd nie deklarował też zmian w Karcie nauczyciela, która nakazywała gminom zatrudniać pedagogów według sztywnych reguł.
– W 2012 roku, według danych z 14 województw, zamkniętych zostało 1 500 szkół. Od 2006 roku zamkniętych w całym kraju zostało 4 700 szkół. Z danych samorządów wynikało, ze do 2015 roku likwidacją zagrożonych było 5 000 szkół, w tym 4 000 to podstawówki i gimnazja w małych miejscowościach.
– Szkole Mistrzostwa Sportowego z Zakopanego groziła likwidacja. Placówka wychowała takie gwiazdy jak Justyna Kowalczyk czy Kamil Stoch. Na początku 2013 roku szkoła ogłosiła, że nie ma pieniędzy na jej funkcjonowanie. Ministerstwo sportu z roku na rok przekazywało coraz mniej pieniędzy na działalność sportową szkoły. W 2008 roku było to ponad 1,59 miliona złotych, w 2012 roku już tylko 988 tysięcy.
W przeliczeniu na jednego ucznia subwencja spadła z ponad 11 tysięcy do 6909 złotych. Za te pieniądze szkoła musiała opłacić każdemu uczniowi treningi, dojazdy na nie, sprzęt sportowy, obiady i internat. I to przez cały rok, bo szkolenie sportowe trwa także w czasie ferii zimowych i wakacji. Na 2013 rok szkoła nie dostała nawet grosza, mimo że sezon treningowy i startowy był w pełni.
– Od 1 października 2011 roku zlikwidowane zostały stypendia za wyniki w nauce, które zostały zastąpione stypendiami rektora. Na każdym kierunku mogło je pobierać nie więcej niż 10% studentów. Był to efekt nowelizacji prawa o szkolnictwie wyższym. Zmniejszyły się też fundusze na ten cel. Dotychczas uczelnie mogły przeznaczać na stypendia naukowe połowę środków ze stypendialnej puli, a druga część przypadała na socjalne. Według nowych przepisów na stypendia rektora przypadało tylko 40%, w dodatku nie była to kwota do podziału tylko między studentów z najwyższą średnią. Z tych pieniędzy wypłacano także stypendia za osiągnięcia naukowe, artystyczne lub sportowe. Co oznacza, że pula stypendiów naukowych została drastycznie ograniczona.
– Instytuty naukowe zostały objęte ustawą okołobudżetową z listopada 2010 roku. Ustawa w zamyśle Ustawodawcy miała pomóc w ograniczeniu deficytu finansów publicznych w roku 2011 i dalszych. W związku z tym w Ustawie tej zapisano, że fundusz płac podmiotów sfery budżetowej w roku 2011 nie może przekroczyć wielkości funduszu płac z roku 2010. W art. 44 wpisano, że do funduszu płac wlicza się również honoraria z tytułów umów o dzieło i zlecenie bez względu na źródło finansowania.
Z mocy tego artykułu nie wyjęto jednostek naukowych Polskiej Akademii Nauk. Kilkadziesiąt centrów badawczych i instytutów PAN, które zatrudniały znakomitą kadrę, prowadziły szkolenie kadr dla nauki i miały znakomite wyniki badawcze i naukowe, a także z powodzeniem ubiegały się o granty naukowe finansowane z budżetu Unii Europejskiej.
Utrzymanie art 44. dla jednostek PAN powoduje, że:
– będą one musiały zamknąć wszystkie rozpoczęte projekty badawcze finansowane z UE,
– budżet państwa poniesie straty, bo od zerwanych umów granatowych z UE trzeba będzie zapłacić odsetki karne i zwrócić już wydane środki,
– części świetnych ośrodków grozi bankructwo i likwidacja,
– zapewne Polska okryje się blamażem i wybuchnie skandal międzynarodowy z powodu pierwszego przypadku w historii gdy znakomite zespoły badawcze będą musiały zaprzestać badań i zerwać umowy grantowe.
– Ministerstwo Edukacji Narodowej przygotowało nową ustawę o Systemie Informacji Oświatowej, która zakładała m.in. gromadzenie danych wrażliwych o uczniach. Ustawa została uchwalona głosami koalicji PO-PSL i podpisał ją prezydent Bronisław Komorowski. Prawo i Sprawiedliwość skierowało do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o stwierdzenie ustawy za niezgodną z Konstytucją.
Według tej ustawy informacje dotyczące uczniów, w tym ich indywidualne dane, będą przechowywane w elektronicznej bazie centralnej przy MEN, a nie, jak dotychczas, w postaci papierowej w lokalnych bazach szkół. Według PiS, istotą ustawy było stworzenie „przymusowego systemu gromadzenia danych indywidualnych o uczniach od przedszkola do matury, w tym danych tak wrażliwych jak ocena stanu niepełnosprawności, diagnoza psychologiczna, lokowanych w tym systemie informatycznym bez zgody rodziców”.
– Rząd PO w 2010 roku wykupił w prywatnych telewizjach kampanię promującą matematykę. Największą część wykupiono w niszowej stacji TV4. Kampania zaplanowana była na 75 odcinków, a jej koszty zaplanowano na aż 113 milionów złotych. Zastanawiające jest dlaczego nie zamówiono kampanii w należącej do państwa TVP, ale w stacji należącej do holdingu Polskie Media Andrzej Kuchara, w której 90% należy do telewizji Polsat i ok. 9% posiada spółka TVN.
– W Ministerstwie Edukacji Narodowej opracowano program „Cyfrowa szkoła”. Program budził jednak wiele zastrzeżeń, zwłaszcza ze strony Ministerstwa Finansów. Wiceminister finansów Dominik Radziwiłł zarzucił MEN, że że chce sponsorować zakup komputerów szkołom niepublicznym, mimo że nie ma do tego prawa. Sprzęt mógłby być przekazany do tych placówek jako darowizna, ale wtedy musiałyby zapłacić od tego podatek. Na etapie konsultacji społecznych eksperci zarzucali, że projekt rozporządzenia jest tak nieprecyzyjny, iż szkoły zamiast np. laptopów mogą kupić odtwarzacze mp3 czy cyfrowe aparaty fotograficzne.
– MEN przygotowywał podręcznik do nauki historii w szkołach średnich. Fundacja Odpowiedzialność Obywatelska wystąpiła do MEN z wnioskiem o udostępnienie treści całego podręcznika, aby poddać go analizie ekspertów i podjąć ewentualne dalsze działania. W odpowiedzi na prośbę MEN poinformował Fundację, że treść podręcznika nie stanowi informacji publicznej. Pismo nie miało formy decyzji administracyjnej, a więc nie było możliwości odwołania się do decyzji urzędników.
– W roku szkolnym 2012/2013 przygotowano nowe podstawy programowe, zwłaszcza w szkołach ponadgimnazjalnych. Od II klasy liceum, uczniowie uczą się w klasach ściśle sprofilowanych. Zależnie od szkoły uczniowie mogą wybrać od dwóch do czterech przedmiotów rozszerzonych. Wśród nich musi być jednak jeden z następujących: historia, geografia, biologia, chemia lub fizyka. W I klasie uczy się ich tylko w wersji podstawowej. Zniknęły też licea profilowane, uzupełniające licea ogólnokształcące dla młodzieży i dorosłych, technika dla dorosłych oraz zasadnicze szkoły zawodowe dla dorosłych.
– Ministerstwo Edukacji Narodowej badało czy sześciolatki są zdolne chodzić do szkoły. Takie badania odbyły się cztery lata po wprowadzeniu reformy z 2008 roku. Prowadzący badania Instytut Badań Edukacyjnych, nadzorowany przez MEN, wykluczył z ankiet dzieci, które z różnych przyczyn nie nadążały za rówieśnikami. Takie dzieci nie były jednak zwolnione z obowiązku szkolnego. Według ekspertów dotyczyło to nawet co dziesiątego ucznia. Badanie kosztowało 3,9 mln zł. Według IBE badania miały posłużyć opracowaniu wniosków i wytycznych dla reformy systemu oświaty.
– Wiceprezes Kampanii Przeciw Homofobii stwierdziła, że: „Zależy nam, by w książkach dla uczniów znalazły się treści odzwierciedlające to, co faktycznie dzieje się w społeczeństwie, czyli nie tylko obraz rodziny jako mamy, taty i dzieci, ale także inne rodzaje rodzin.” Naciski na to odniosły skutek i podlegający MEN Ośrodek Rozwoju Edukacji wydał zalecenia dotyczące szkoleń dla recenzentów podręczników. Podkreślał „uwrażliwienie na kwestie związane z równym traktowaniem, w tym ze względu na orientację seksualną”. Przekładało się to na program szkoleń.
Jak relacjonował prof. Bogdan Chazan, wybitny położnik i ginekolog oraz recenzent podręczników, był dwa lata temu uczestnikiem szkolenia, którego jeden z modułów był poświęcony teorii gender, na którym wykładowca przekonywał m.in., że płeć jest zjawiskiem przejściowym. Konserwatywni recenzenci byli przez MEN odsuwani. Zaprzestano im wysyłania podręczników do recenzji, nie zapraszano na organizowane przez MEN seminaria.
– Minister ds. równości Agnieszka Kozłowska-Rajewicz z Platformy Obywatelskiej oraz Związek Nauczycielstwa Polskiego patronowali podręcznikowi „Lekcja równości”, który miał pomóc nauczycielom wspierać homoseksualnych uczniów. Podręcznik wydała Kampania przeciw Homofobii. W podręczniku zalecano żeby nauczyciele podczas lekcji akcentowali, że Maria Konopnicka była lesbijką, a do szkół zapraszali zdeklarowanych gejów, ale jednak raczej nie konfrontować ich z księdzem z powodu ryzyka „sytuacji replikującej opresje społeczne”.
W podręczniku wskazywano przejawy dyskryminacji w szkole. Zdaniem autorów należały do nich m.in. bale studniówkowe, podczas których poloneza można zatańczyć jedynie z przedstawicielem płci przeciwnej. Zdaniem autorów nauczyciele powinni podczas lekcji podawać przykłady, „nie zakładając powszechnej heteroseksualności”. Radzili, by przykładowo zamiast „książę William był obiektem westchnień nastolatek” mówić „był obiektem westchnień wielu nastolatek i nastolatków”.
– Minister Edukacji Narodowej Krystyna Szumilas dostała tylko połowę punktów za odpowiedź na pytanie z testu szóstoklasisty. Pani minister nie poradziła sobie z prostym zadaniem dla 12-latków z powodu klucza odpowiedzi. Polecenie z testu, na które odpowiedzi udzieliła pani minister, brzmiało: „Napisz w dwóch, trzech zdaniach, dlaczego należy poprawnie mówić i pisać”. „Ponieważ słuchają nas inni i musimy być zrozumiali dla innych. Wypowiedź musi być logiczna, musi być zrozumiała dla słuchacza, bo to od nas zależy, czy ten, kto nas słucha, rozumie to, co mówimy” – odpowiedziała Krystyna Szumilas.
Tę wypowiedź pani minister przeanalizowały dwie nauczycielki-polonistki, które nie wiedziały, kogo oceniają. Uznały, że za samą treść można dać w tym przypadku jeden punkt, ale za poprawność językową nie należy się żaden. Musi być taka ocena, bo zgodnie z kluczem wypowiedź powinna mieć związek z poleceniem i miała być zbudowana ze zdań pojedynczych lub zdania złożonego tłumaczyła polonistka, która oceniała testy 6-klasistów. Ta odpowiedź nie spełniała tych warunków.
– W 2013 roku funkcjonariusze CBA wkroczyli do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, aby sprawdzić wydawanie pieniędzy na stypendia studenckie. Kontrola obejmowała lata 2010–2013.
– Ministerstwo Edukacji Narodowej zapowiedziało w 2013 roku dodatkową dopłatę na podręczniki dla uczniów upośledzonych, pod warunkiem, że będą to podręczniki przeznaczone do kształcenia specjalnego, które zostały dopuszczone do użytku przez ministra właściwego do spraw oświaty i wychowania. Problem w tym, że nie dało się go spełnić, ponieważ taka lista podręczników nie istniała.
– Ministerstwo Edukacji Narodowej forsowało przepisy, które przewidywały, że pierwszeństwo w przyjmowaniu do państwowych placówek przedszkolnych będą mieć bezrobotni, którzy nie mając przecież pracy mogli zapewnić swoim pociechom opiekę. Do tej pory to samorządy same decydowały o tym, kto i na jakich zasadach mógł liczyć na miejsce w państwowym przedszkolu.
Np. w Warszawie pierwszeństwo mieli samotni rodzice, a także osoby, które w stolicy płaciły podatki. Trybunał Konstytucyjny uznał, że rząd musi ustawowo określić, według jakich zasad dzieci przyjmowane będą do państwowych przedszkoli. Urzędnicy zaproponowali próg finansowy 456 zł na osobę w rodzinie, co oznaczało, że nawet matka zarabiająca pensję minimalną i samotnie wychowująca jedno dziecko mogła nie załapać się na państwowe przedszkole.
– W 2014 roku NIK opublikowała raport na temat bezpieczeństwa w polskich szkołach. Sprawdzono jak placówki oświatowe przeciwdziałają przejawom patologii wśród dzieci i młodzieży. Według NIK w latach szkolnych 2011/12 i 2012/13 74% uczniów i 43% nauczycieli na terenie szkoły doświadczyło agresji słownej, ofiarą agresji fizycznej padło 58% uczniów oraz 15% nauczycieli. W poprzedniej kontroli, przeprowadzonej w latach 2005/06 oraz 2007/08, na agresję słowną narzekało 52% uczniów, a fizycznej agresji doznało 50%. Według raportu NIK z 2014 roku największy problem z bezpieczeństwem występował w gimnazjach. We wnioskach z kontroli NIK pisała wprost, że działania prowadzone przez szkoły nie doprowadziły do spadku liczby zachowań patologicznych.
NIK zwracała także uwagę, że niepowodzeniem zakończyła się realizacja rządowego programu „Bezpieczna i przyjazna szkoła”, który był wdrażany przez Ministerstwo Edukacji w latach 2008–2011, a który kosztował 63 mln zł. Był to wynik tego, że MEN w żaden sposób nie kontrolowało realizacji programu. Przykładowo minister edukacji Krystyna Szumilas przeznaczyła z puli tego programu w 2012 roku 4,5 mln złotych na kampanię informacyjną o obniżeniu wieku szkolnego, a 1,25 mln zł na promowanie zdrowej żywności. Jedynie 250 tys. zł trafiło na profilaktykę przeciwdziałania narkomanii.
– Najwyższa Izba Kontroli podała też, że w latach 2008–2012 zostało zlikwidowanych 856 podstawówek i 88 gimnazjów. Zdaniem NIK „decydując się na likwidację szkół, gminy kierowały się przede wszystkim względami ekonomicznymi, a w mniejszym stopniu troską o poprawę warunków kształcenia. […] Kryzys ekonomiczny i związany z niżem demograficznym spadek liczby uczniów sprawia, że gminy, chcąc zaoszczędzić, likwidują prowadzone przez siebie szkoły.”
– Ministerstwo Edukacji Narodowej zapewniało darmowy elementarz dla uczniów pierwszych klas. Jednak szkoły zapowiedziały, że będą wystawiać rachunek rodzicom za elementarz jeżeli ten zostanie zniszczony przez dziecko, ponieważ według założeń MEN miał on służyć przez trzy lata. Książka została jednak tak wydana, że w rękach sześciolatków nie ma szans przetrwać trzech lat.